Korzystając z chwili wolnego czasu i nadrabiając zaległości zapraszam Was dzisiaj na kolejną porcję zużyć czyli sierpniowo-wrześniowe denko :) Z wyrzutkami będę już na 'czysto', zostanie mi więc nadrobienie zaległości zakupowych i... można brać się za sporządzanie recenzji.
1. Balea; Melon Tango Cremeseife; Mydło do rąk w płynie o zapachu arbuza (500 ml; 0,65 €).
To już moje drugie zużyte opakowanie tego mydła do rąk, mam jeszcze jedno w zapasie i gdybym miała możliwość to kupiłabym jeszcze kolejne. Uwielbiam je przede wszystkim za fantastyczny zapach, pachnie jak prawdziwy arbuz <3 Miałam już kilka mydeł w płynie z Balea o różnych zapachach i właściwości mają takie same: dobrze się pienią, dobrze myją i mojej skóry rąk nie wysuszają. A do tego wszystkiego są bardzo tanie :)
2. Alverde; Pflegedusche Grapefruit Bambus; Żel pod prysznic grejfrutowo-bambusowy (250 ml; 1,45 €).
Używałam tego żelu w sezonie letnim i bardzo przypadł mi do gustu. Ma przyjemny dla nosa zapach, który według mnie nadaje się także i na zimę, bo jest jednocześnie orzeźwiający i otulający. Konsystencja tego produktu jest żelowa, dobrze się pieni i nie powoduje wysuszenia skóry. Mam w zapasach jeszcze żel porzeczkowy z tej firmy, który pachnie bosko.
3. Dusch Das; Coconut Paradise Duschgel; Żel pod prysznic o zapachu kokosa (250 ml; ok. 1,5 €).
Ten żel kupiłam już bardzo dawno temu i dość długo czekał na swoją kolej a teraz jak się skończył to bardzo nad tym ubolewam. Uwielbiam zapach kokosa w kosmetykach ale często jest tak, że ten aromat jest strasznie sztuczny, chemiczny. W przypadku tego produktu zapach został bardzo dobrze odzwierciedlony, nie czuć w nim chemii a prawdziwego kokosa. Ponad to, żel ten ma przyjemną konsystencję, dobrze się pieni i nie wysusza skóry, a opakowanie stojące 'na głowie' sprawia, że możemy go zużyć do samego końca. Bardzo lubię te żele i w zapasach mam jeszcze z 3 butelki.
4. Body Farm; Brown Sugar Shower Gel; Żel pod prysznic o zapachu brązowego cukru (50 ml; 7 PLN).
Po przeczytaniu recenzji Agaty na temat żeli pod prysznic z firmy Body Farm wiedziałam, że muszę je mieć. Niestety wielkie żelowe zapasy nie pozwalają mi na kupno kolejnych tego typu produktów (tzn. ja sobie na to nie pozwalam) dlatego też zdecydowałam się na dwie miniaturki. I muszę powiedzieć, że jak zejdę trochę z zapasów (nie wiem tylko czy kiedykolwiek to nastąpi) to na pewno zdecyduję się na kupno pełnowymiarowej buteleczki tego żelu. Pachnie obłędnie. Jeśli lubicie takie słodkie, jedzeniowe aromaty to bardzo polecam.
5. Sun Dance; Apres Lotion; Łagodzący balsam do ciała po opalaniu (500 ml; ok. 2 €).
Tego balsamu po opalaniu używałam zarówno w zeszłym roku jak i w tym. Pamiętam, że wypatrzyłam go w jednym z filmików 82Inez, która bardzo go polecała i mając ku temu okazję, postanowiłam i ja po niego sięgnąć. W zeszłym roku zdarzyło mi się całkiem mocno spiec na słońcu (nie celowo), wszystko mnie bolało i piekło, a ciepła woda była dla mnie koszmarem. Na ratunek przyszedł mi ten produkt. Bardzo przyjemnie chłodzi spieczoną, gorącą skórę, fantastycznie nawilża, pięknie pachnie i dość szybko się wchłania. Dzięki niemu uniknęłam schodzenia skóry z ciała. Jeśli będę miała okazję to jeszcze kiedyś do niego wrócę.
6. Vaseline; Spray & Go Body Moisturiser Cocoa; Kakaowy balsam do ciała w sprayu (190 ml; ok. 26 PLN).
Ten spray kupiła mi w Holandii Kasia chyba w zeszłym roku. Jeśli tak jak ja macie skórę normalną, która rzadko kiedy ulega przesuszeniom i latem nie potrzebujecie mocnej dawki nawilżenia to mogę Wam ten produkt śmiało polecić. Wystarczy popsikać balsamem ciało, rozetrzeć i nie trzeba czekać aż cokolwiek się wchłonie bo to dzieje się błyskawicznie. Ja z tego balsamu latem byłam naprawdę zadowolona, ale osobom, których skóra jest sucha nie polecam.
7. Eveline Cosmetics; Slim Extreme 3D; Superskoncentrowane serum modelujące do biustu (200 ml; ok. 15 PLN).
O tym serum pisałam na blogu TUTAJ, ponad 2 lata temu. To moje kolejne opakowanie tego produktu, ale nie wiem czy jeszcze się kiedyś na nie skuszę bo mam ochotę wypróbować coś nowego. U mnie to serum spisywało się w miarę dobrze, bo tak naprawdę oczekiwałam od niego tylko nawilżenia, a z tym radziło sobie dobrze. W ujędrnianie czy powiększenie piersi nie wierzę ;)
8. The Body Shop; Wild Argan Oil Body Butter; Masło do ciała arganowe (250 ml; 69 PLN).
To masełko w wersji 50 ml, podobnie jak sporo innych blogerek, otrzymałam do przetestowania. Więcej pisałam o nim TUTAJ, a na potwierdzenie, że naprawdę mi się ono spodobało to powiem Wam, że kupiłam sobie jego pełnowymiarowe opakowanie ;) Bardzo przyjemny zapach, dla skóry normalnej nawilżenie w zupełności wystarczające, no i cena za którą go dorwałam - 35 PLN - żyć nie umierać ;)
9. Pharmaceris H; Skoncentrowany szampon wzmacniający do włosów osłabionych H-Keratineum (250 ml; 29 PLN).
Moje włosy wołają o pomoc od bardzo długiego czasu. Niestety nie działają na nie ani żadne suplementy, ani wcierki. Łykałam przeróżne preparaty a one jak wypadały tak wypadają dalej. Nawet ścięłam je o jakieś 10 cm a nadal nie ma poprawy. Pełna nadziei więc kupiłam ten szampon i... mam co do niego mieszane odczucia. Z jednej strony kiedy myłam nim włosy to faktycznie w wannie było ich dużo dużo mniej niż normalnie, ale jak tylko sięgnęłam raz na jakiś czas po inny szampon to włosów znowu leciało sporo. Tak jakby ten szampon działał tylko w momencie mycia głowy nim. Może kiedyś kupię z ciekawości jeszcze jedną buteleczkę, ale teraz mam ochotę kupić produkt do wypadających włosów z Klorane.
10. The Body Shop; Rainforest Balance; Szampon oczyszczający do włosów przetłuszczających się (250 ml; 25 PLN).
Kupiłam ten szampon w duecie z odżywką, z tym że odżywkę zużyłam dużo szybciej niż sam szampon (co rzadko kiedy mi się zdarza). Ogólnie rzecz biorąc polubiłam się z tym szamponem bo dobrze oczyszczał włosy, czasami wydawało mi się, że aż skrzypiały podczas mycia i nawet ich mocno nie plątał. Starczył mi na dość długi okres czasu ponieważ używałam go raz, max. 2 razy w tygodniu. Myślę, że kiedyś do niego wrócę, mam tylko nadzieję, że TBS pomyśli o ulepszeniu opakowania bo jest dosyć twarde i czasami ciężko z niego cokolwiek wydobyć.
11. Schwarzkopf; Gliss Kur Million Gloss; Ekspresowa odżywka regeneracyjna (200 ml; ok. 15 PLN).
Uwielbiam te ekspresowe odżywki do włosów. Używam ich zazwyczaj kiedy bardzo się spieszę i nie mam czasu na trzymanie tradycyjnej odżywki na włosach. W to, że ta odżywka jest regeneracyjna to ja akurat nie wierzę, ale dla mnie najważniejsze jest to, że faktycznie pomaga rozczesać moje mocno plączące się włosy. I do tego wszystkiego całkiem przyjemnie pachnie.
12. Batiste; Tropical Dry Shampoo; Suchy szampon do włosów w wersji tropikalnej (200 ml; ok. 16 PLN).
Suchy szampon to jeden z tych produktów, którego nie może zabraknąć u mnie w łazience. Moje włosy bardzo się przetłuszczają więc teoretycznie powinnam je myć codziennie natomiast w praktyce po prostu nie zawsze mi się chce. Dlatego też drugiego dnia odświeżam włosy szamponem z Batiste i moja fryzura wygląda o wiele lepiej. A wersja tropikalna to moje ulubiona.
Suchy szampon to jeden z tych produktów, którego nie może zabraknąć u mnie w łazience. Moje włosy bardzo się przetłuszczają więc teoretycznie powinnam je myć codziennie natomiast w praktyce po prostu nie zawsze mi się chce. Dlatego też drugiego dnia odświeżam włosy szamponem z Batiste i moja fryzura wygląda o wiele lepiej. A wersja tropikalna to moje ulubiona.
13. Balea; Rasiergel Summer Garden; Żel do golenia o zapachu mango (150 ml; 1,45 €).
Z żeli do golenia Balea najbardziej lubiłam wersję jagodową - nie koniecznie za zapach ale za taką gęstą, przyjemną konsystencję, która sprawiała, że produktu nie trzeba było nakładać zbyt wiele a maszynka po nim sunęła bez problemu. Miałam i mam różne wersje zapachowe tych żeli i ogólnie je lubię choć wydajnością nie grzeszą bo są dosyć rzadkie i jednorazowo trzeba ich sporo nałożyć. Ten także należał do tych rzadszych, ale za to zapach miał cudowny: pachniał jak prawdziwe, soczyste mango. W zapasie mam jeszcze wersję wiśniową ale czy do nich wrócę to nie wiem - teraz mam ochotę na żele Gillette.
Z żeli do golenia Balea najbardziej lubiłam wersję jagodową - nie koniecznie za zapach ale za taką gęstą, przyjemną konsystencję, która sprawiała, że produktu nie trzeba było nakładać zbyt wiele a maszynka po nim sunęła bez problemu. Miałam i mam różne wersje zapachowe tych żeli i ogólnie je lubię choć wydajnością nie grzeszą bo są dosyć rzadkie i jednorazowo trzeba ich sporo nałożyć. Ten także należał do tych rzadszych, ale za to zapach miał cudowny: pachniał jak prawdziwe, soczyste mango. W zapasie mam jeszcze wersję wiśniową ale czy do nich wrócę to nie wiem - teraz mam ochotę na żele Gillette.
14. Garnier Mineral; InvisiCool Anti-Perspirant; Antyperspirant w sprayu (250 ml; ok. 15 PLN).
To już ostatnie moje opakowanie tego antyperspirantu - chwilowo zrobiłam sobie od niego przerwę. Byłam z niego bardzo zadowolona, ale po dłuższym czasie używania po prostu przestał na mnie działać tak jak na początku. W chwili obecnej używam zielonej kulki z Vichy (którą polubiłam od pierwszego użycia), ale być może do tego produktu kiedyś jeszcze wrócę.
To już ostatnie moje opakowanie tego antyperspirantu - chwilowo zrobiłam sobie od niego przerwę. Byłam z niego bardzo zadowolona, ale po dłuższym czasie używania po prostu przestał na mnie działać tak jak na początku. W chwili obecnej używam zielonej kulki z Vichy (którą polubiłam od pierwszego użycia), ale być może do tego produktu kiedyś jeszcze wrócę.
15. Ziaja; Kremowy płyn do higieny intymnej z kwasem mlekowym (500 ml; ok. 8 PLN).
Wypróbowałam sporo płynów do higieny intymnej ale najczęściej bywało tak, że mnie uczulały bądź mocno podrażniały. Wtedy zawsze z podkulonym ogonem wracałam do Ziai bo akurat te ich preparaty sprawdzają się u mnie bardzo dobrze. Delikatnie myją, nie podrażniają, nie uczulają a do tego wszystkiego są bardzo wydajne i tanie. Taka butla starcza mi prawie na rok używania. W użyciu mam kolejną butelkę.
16. Alverde; Waschemulsion Calendula; Emulsja do mycia twarzy z nagietkiem (150 ml; 2,25 €).
Tego produktu zużyłam kilka tubek i gdyby był dostępny to z pewnością bym do niego wracała. Fantastyczny produkt (dla mnie oczywiście), który bez problemu zmywał cały makijaż z twarzy. Nie podrażniał, nie uczulał, nie szczypał w oczy. Bardzo żałuję, że wycofano tę emulsję bo wersja rumiankowa już nie jest taka dobra.
17. Alverde; Repair Haarbutter Avocado Sheabutter; Masło do włosów z awokado i masłem shea (200 ml; 3,45 €).
O tym masełku do włosów pisałam TUTAJ. Od czasu ukazania się recenzji zdania na jego temat nie zmieniłam. Nakładałam je zawsze na suche włosy przed umyciem - nigdy po myciu, bo moje włosy wtedy mogłyby wyglądać nieciekawie. I po myciu zawsze były gładkie i błyszczące. Mam chyba jeszcze jedno opakowanie tego produktu i zużyję je z przyjemnością.
18. Listerine; Zero; Płyn do płukania jamy ustnej (500 ml; ok. 18 PLN).
Od razu na wstępie zaznaczę, że innych płynów z firmy Listerine nie miałam więc nie będę ich porównywać. Kupując płyn do płukania jamy ustnej kierowałam się tym, żeby nie posiadał alkoholu i takowy znalazłam. I wracam do niego na okrągło bo widzę rezultaty, aczkolwiek mam też ochotę przetestować wersję z alkoholem - Stay White, choć nie wiem czy dla moich wrażliwych zębów i dziąseł będzie odpowiednia.
Od razu na wstępie zaznaczę, że innych płynów z firmy Listerine nie miałam więc nie będę ich porównywać. Kupując płyn do płukania jamy ustnej kierowałam się tym, żeby nie posiadał alkoholu i takowy znalazłam. I wracam do niego na okrągło bo widzę rezultaty, aczkolwiek mam też ochotę przetestować wersję z alkoholem - Stay White, choć nie wiem czy dla moich wrażliwych zębów i dziąseł będzie odpowiednia.
19. Ebelin; Nagellack Entferner; Zmywacz do paznokci z acetonem (125 ml; ok. 0,65 €).
To już moja któraś zużyta buteleczka tego zmywacza i jeśli mam okazję to chętnie do niego wracam. Skutecznie usuwa nawet ciemne lakiery do paznokci, nie wysusza mojej płytki paznokcia ani skórek wokół i nie sieje z moimi paznokciami spustoszenia ;)
20. Sally Hansen; Polish Remover With Vitamin A & Aloe; Nawilżający zmywacz do wysuszonych i łamliwych paznokci (236,5 ml; ok. 30 PLN).
Kupiłam ten zmywacz bardzo dawno temu i używałam go co jakiś czas robiąc sobie od niego odstępy i sięgając po coś innego. W zasadzie nie wiem czemu bo zmywacz dobrze radził sobie zarówno z jasnymi jak i ciemnymi kolorami ani nie wysuszał skórek czy płytki paznokcia. W cenie regularnej na pewno nie opłaca się go kupować bo rossmannowska Isana spisuje się wg mnie identycznie, ale często w drogerii ekobieca można te zmywacze kupić za ok. 10 PLN.
20. Sally Hansen; Polish Remover With Vitamin A & Aloe; Nawilżający zmywacz do wysuszonych i łamliwych paznokci (236,5 ml; ok. 30 PLN).
Kupiłam ten zmywacz bardzo dawno temu i używałam go co jakiś czas robiąc sobie od niego odstępy i sięgając po coś innego. W zasadzie nie wiem czemu bo zmywacz dobrze radził sobie zarówno z jasnymi jak i ciemnymi kolorami ani nie wysuszał skórek czy płytki paznokcia. W cenie regularnej na pewno nie opłaca się go kupować bo rossmannowska Isana spisuje się wg mnie identycznie, ale często w drogerii ekobieca można te zmywacze kupić za ok. 10 PLN.
21. Essence; All About Matt; Biały puder matujący (8 g; ok. 15 PLN).
Jeśli szukacie pudru, który całkiem nieźle matuje to zachęcam Was do zapoznania się z tym osobnikiem. Kupiłam go z czystej ciekawości, a był to puder po który sięgałam najczęściej i najchętniej. Nie bielił twarzy, ładnie rozprowadzał się pędzlem, a skóra była matowa ale przy tym nie przesuszona. Teraz używam pudru ryżowego z Paese ale kiedyś do produktu z Essence jeszcze wrócę (jeśli go nie wycofają).
22. Astor; Mattifying High Definition Make Up; Podkład matujący (30 ml; ok. 50 PLN).
Kupiłam ten podkład ponieważ szukałam czegoś dobrze matującego i wyglądającego na skórze. Początkowo byłam z niego zadowolona ale później niestety nie było już tak kolorowo. Odcień 012 Natural okazał się dla mnie trochę za ciemny (no ale w tym wypadku sama jestem sobie winna) a twarz po nałożeniu tego podkładu i zmatowieniu jeszcze pudrem świeciła mi się już po 3 godzinach. Zużyłam go do samego końca ale nie sądzę, żebym sama z własnej woli do niego wróciła.
23. Nuxe; Reve De Miel Lip Balm; Balsam do ust (15 g; ok. 35 PLN).
O balsamie do ust z firmy Nuxe słyszała już chyba każda z nas. Był czas, że i na yt i na blogach bardzo często się pojawiał i najczęściej opinie o nim były pozytywne (choć oczywiście natknęłam się również na kilka negatywnych). Któregoś razu będąc w aptece wypatrzyłam, że mają cały asortyment tejże firmy więc postanowiłam przygarnąć balsam i wypróbować go na własnych ustach. I... przepadłam. Moje usta, z reguły suche i pękające, przy regularnym używaniu tego balsamu stały się gładkie i zadbane. Mogłam wreszcie zapomnieć o suchych skórkach, a stosowałam go tylko grubszą warstwą na noc. Aktualnie używam innego balsamu ale do tego z pewnością wrócę bo dla mnie to produkt rewelacyjny.
24. Schwarzkopf; Perfect Mousse; Farba do włosów w formie pianki 465 Czekoladowy Brąz (ok. 25 PLN).
Przez długi czas farbowałam włosy tylko przy użyciu tej pianki i osobiście ją uwielbiałam. Niestety po czasie okazało się, że moje włosy lubią ją dużo mniej niż ja, bo mocno mi je poniszczyła a szczególnie końcówki. W rezultacie musiałam ostatnio ściąć włosy o +/- 10 cm, bo zamiast włosów miałam na głowie 'siano'. Teraz robię sobie przerwę od farbowania, ale do tej pianki niestety już nie wrócę.
25. Dresdner Essenz; Winterbad; Sól do kąpieli (60 g; 1 €).
Te sole a w zasadzie bardziej pudry do kąpieli uwielbiam. Mają piękne, bardzo intensywne zapachy i zdecydowanie umilają kąpiel. Jeśli będziecie w DM to polecam Wam wziąć choć jedno opakowanie na próbę.
26. Balea; Bademomente; Sól do kąpieli o zapachu pomarańczy (80 g; 0,55 €).
Te sole pojawiają się prawie w każdym moim denku i uważam, że są one całkiem fajne i przyjemne, aczkolwiek ostatnio częściej sięgam po sole/pudry do kąpieli z Dresdner Essenz.
27. Ebelin; Einmal Waschlappen; Suche ręczniczki do twarzy (30 szt.; 1,15 €).
Co tu dużo mówić - moje ulubione ręczniczki do twarzy. Sztywne ale jednocześnie bardzo delikatne i dobrze wchłaniające wodę. Niestety zapasy już mi się kończą :(
28. Lilibe; Maxi Wattepads; Duże płatki kosmetyczne (40 szt.; ok. 3 PLN).
Kiedy nie mam pod ręką dużych płatków z Ebelin to chętnie sięgam po te z Rossmanna. Używam ich głównie do demakijażu twarzy, do oczu wolę używać tych małych.
29./30. Tibelly; Płatki kosmetyczne (120 szt.; 2,50 PLN).
Będąc jakiś czas temu w Netto wrzuciłam do koszyka tak z ciekawości te płatki i okazały się godnym następcą moich ukochanych płatków z Ebelin. Są mięciutkie, nie rozdwajają się i jeśli moje zapasy się skończą to na pewno będę po nie sięgać.
31. Ebelin; Wattepads; Bawełniane płatki kosmetyczne (140 szt.; 0,85 €).
Kolejne płatki, które przewijają się prawie w każdym moim denku. Bardzo je lubię i jak tylko mam okazję to robię sobie ich zapasy.
*****
To by było na tyle jeśli chodzi o moje sierpniowo-wrześniowe zużycia. Nie ma tego przesadnie dużo ani mało, wydaje mi się, że zużycia są w sam raz :) I w ogóle doszłam do wniosku, że będę Wam pokazywać zawsze moje dwumiesięczne zużycia bo bardziej mi ta forma odpowiada niż robienie denka co miesiąc.
Dajcie znać, czy miałyście może któryś z opisywanych przeze mnie produktów. I jak się u Was ten produkt sprawdził.