wtorek, 30 lipca 2013

Bath&Body Works - Balsam do ciała Aruba Coconut

Cześć dziewczyny :)

Być może zastanawiacie się gdzie mnie znowu wywiało, bo rzadko piszę i zaglądam na blogi. Jestem teraz z synkiem na domku nad jeziorem, odpoczywamy (choć nie wiem czy wyjazd z dzieckiem można odpoczynkiem nazwać ;)) i korzystamy z każdej wolnej chwili, spędzając ją nad jeziorkiem. Wracamy za tydzień i mam ogromną nadzieję, że będzie trochę spokoju i będę mogła wrócić do blogowania.

W tym miejscu powinien się pojawić projekt denko, ale ze względu na to, że nie mam go jak teraz przygotować i lipiec, ze względu na problemy osobiste był ubogi w zużycia to postanowiłam, że połączę zużycia lipca i sierpnia i przygotuję jedną notkę. A dziś, korzystając z chwili wolnego czasu postanowiłam napisać Wam trochę na temat balsamu do ciała o zapachu Aruba Coconut z firmy Bath&Body Works.


OD PRODUCENTA

 Szybko się wchłania, nadając skórze delikatny zapach i zapewniając codzienne nawilżenie. Jego formuła zawiera dużą dawkę witaminy E, olejek Jojoba oraz nawilżające masło Shea.
Nuty zapachowe:
~ kremowy kokos
~ egzotyczne liczi
~ białe piżmo

SKŁAD


MOJA OPINIA O PRODUKCIE


Opakowanie
Standardowe jak w przypadku wszystkich balsamów do ciała B&BW, czyli wykonane z tworzywa, z lekkim "wcięciem w talii" i zamykane na dzióbek (nie wiem jak to inaczej określić). Opakowanie wygodnie trzyma się w dłoniach, dobrze wydobywa się z niego produkt praktycznie do samego końca i można je także postawić na głowie. Dodatkowo wizualnie opakowania z B&BW bardzo mi się podobają i zawsze przyciągają mój wzrok.


Konsystencja, wydajność
Balsam jest koloru białego i ma rzadką, ale nie bardzo rzadką czy wodnistą konsystencję, powiedziałabym, że taką akurat. Jest ona także lekka przez co balsam dosyć szybko się wchłania nie pozostawiając na skórze żadnej lepkiej czy tłustej warstwy. Wystarczył mi na pewno na ponad 2 tygodnie regularnego stosowania.


Zapach
I w tym miejscu, po raz kolejny pisząc o produktach B&BW będą same zachwyty. Zapach jest cudowny. Liczyłam tylko na kokos, a otrzymałam kokos połączony z piżmem, dzięki czemu zapach został przełamany i nie jest mdły ani zbyt słodki. Producent zapewnia, że w balsami znajdziemy także liczi, być może i faktycznie jest, ale jak pachnie liczi na żywo to tego nie wiem. W każdym bądź razie zapach jak na B&BW przystało jest cudowny, intensywny i długo utrzymuje się na ciele. Bardzo często zdarzało mi się go po prostu wąchać.

Działanie
Balsam, mimo swojej lekkiej konsystencji dobrze nawilża skórę. Nawilżenie to utrzymuje się u mnie od wieczora do wieczora, nawet łokcie i kolana nie wołają o dodatkową porcję balsamu. Jest idealny na sezon wiosenno-letni, choć dla niewymagającej skóry będzie dobry także i zimą (choć zimą zazwyczaj sięgam po potrójnie nawilżający krem do ciała z tej samej firmy). Bardzo dobrze się rozprowadza i szybko wchłania, nie pozostawiając tłustej czy lepkiej warstwy. Aż szkoda mi się było z nim rozstawać kiedy się kończył.

Podsumowanie
Balsam pięknie pachnie, dobrze nawilża i szybko się wchłania. Zapach dosyć długo utrzymuje się na skórze, a nawilżenie czuć od wieczora do wieczora. Mam jeszcze jeden albo dwa balsamy z tej firmy i z pewnością, jeśli moje zapasy się skończą to po nie sięgnę. Szkoda tylko, że cena jest dosyć wysoka, ale można polować na promocje :)

- pojemność: 236 ml
- cena: 39 PLN
- dostępność: sklepy Bath & Body Works

Pozdrawiam Was serdecznie z ciepłego aczkolwiek deszczowego Dymna :)
Miłego dnia!
Natalia


środa, 24 lipca 2013

Urodzinowe prezenty cz.2 + zakupy czerwcowo-lipcowe :)

Wiem, że urodziny miałam już przeszło miesiąc temu, ale kiedy pisałam notkę na temat urodzinowych prezentów (klik) to wspominałam, że jeszcze od mamy i siostry dostałam na urodziny pieniądze i postanowiłam sobie sama coś kupić. Oczywiście nie mogło to być nic innego jak kosmetyki ;) Ze względu jednak na to, że nie było tego nie wiadomo ile to postanowiłam połączyć tę notkę razem z czerwcowo-lipcowymi zakupami.

Zacznę najpierw od prezentów.

Yves Rocher


Vanille Noire. Woda perfumowana.
To jeden z moich ulubionych zapachów z firmy YR, do którego co jakiś czas wracam. Trafiła mi się okazja, że na te perfumy miałam 40% zniżkę, więc zapłaciłam za nie 105 PLN/50 ml. Jedyną ich wadą jest to, że zapach nie należy do zbyt trwałych, więc w ciągu dnia trzeba często powtarzać aplikację. 

Shower Cream Red Berries. Kremowy żel pod prysznic i do kąpieli o zapachu owoców leśnych.
W zeszłym roku z tej samej serii kupiłam żel pod prysznic o zapachu mango-marakuja (którego właśnie teraz używam) i bardzo się z nim polubiłam. Miałam zamiar kupić go raz jeszcze bo w tym roku także się pojawił, ale kiedy weszłam do sklepu YR i powąchałam ten o zapachu owoców leśnych to nie mogłam od niego nosa oderwać i wiedziałam, że będzie mój. To nic, że w domu żeli mam pełno... Na żel ten nie ma zniżki a jego koszt to 15,90 PLN/400 ml.

Beautifying Dry Oil. Suchy olejek do ciała.
 W zeszłym roku używałam suchego olejku do ciała z TBS, a w tym z ciekawości postanowiłam wypróbować ten z YR. Jeszcze go nie używałam więc nie mogę powiedzieć niczego na jego temat prócz tego, że miałam także 40% zniżkę i zapłaciłam 29,40 PLN/100 ml.


Radiance Shampoo. Szampon do każdego rodzaju włosów.
Ten produkt dostałam w gratisie, po pokazaniu ulotki dla stałych klientów. Czeka grzecznie na swoją kolej. Z tego co widziałam na stronie jego cena to 15,50 PLN/300 ml.

Tradition de Hammam. Orientalny peeling do ciała z glinką marokańską.
Zawsze chciałam wypróbować produkty z tej serii, ale jakoś wiecznie było mi z nimi nie po drodze. W końcu jednak udało mi się uzbierać pieczątki na karcie stałego klienta na 3 poziomie i mogłam sobie wybrać kosmetyk o wartości 70 zł lub droższy i dopłacić. A ponieważ ten produkt kosztuje 67 PLN/150 ml to wzięłam go sobie w gratisie :)

Wygrana na blogu u Bella Beauty

Jakiś czas temu wzięłam udział w rozdaniu u Izy i udało mi się wygrać nowe żele pod prysznic Orignal Source o zapachu ananasa oraz kaktusa i guarany, a także trochę próbek żeli pod prysznic i ekologiczną torbę. Iza zrobiła mi fajny prezent bo paczuszka dotarła akurat w moje urodziny :)



Rossmann


Cztery Pory Roku. Krem do rąk i paznokci z kompleksem witamin i ekstraktem Neroli.
Miałam kremy do rąk z tej firmy z zimowej edycji limitowanej o zapachu jabłka i cynamonu oraz czekolady i pomarańczy i nawet się z nimi polubiłam. Postanowiłam więc kupić jakąś nowość z tej firmy, która kosztowała na promocji całe 3 PLN/150 ml. Choć kremów do rąk to u mnie pod dostatkiem, no ale... ;)

Wellness Beauty Körperbutter. Masło do ciała mandarynka i jogurt.
Na wielu blogach czytałam naprawdę dobre opinie o tym masełku do ciała więc postanowiłam je kupić, w obawie, że może któregoś dnia zniknie z rossmannowskiej półki. Za 200 ml pudełeczko zapłaciłam niecałe 10 PLN.

Drogeria osiedlowa


Lakiery do paznokci: Pierre Rene No 46 Delicate Rose & Joko J106 Paradise Coral.
Nigdy do lakieromaniaczek się nie zaliczałam, ale ostatnimi czasy sporo lakierów mi przybywa i jakoś nie mogę się im oprzeć. Te dwa urzekły mnie swoimi kolorami, choć fanką Joko to ja raczej nie zostanę bo po 1 dniu mam już spore odpryski na paznokciach. 

Hebe


Grace Cole Body Lotion. Balsam do ciała o zapachu brzoskwini i gruszki.
Będąc w Hebe i widząc te balsamy do ciała na promocji w cenie 19,90 PLN/500 ml jakoś nie mogłam przejść obok nich obojętnie. Nie był to zakup planowany, no ale czasami, zapewne nie tylko mi, zdarza się coś wrzucić dodatkowo do koszyczka :) Używam go teraz i jestem z niego zadowolona, aczkolwiek jeśli nie lubicie parafiny w kosmetykach pielęgnacyjnych to nie będzie to produkt dla Was, bo parafinę ma na 2 miejscu w składzie.

Flos-Lek. Żel ze świetlikiem lekarskim do powiek i pod oczy.
Od dawna te żele pod oczy chodziły mi po głowie ale jakoś nigdzie nie mogłam się na nie natknąć. W końcu udało mi się wypatrzyć je w Hebe i wrzuciłam jeden z nich do koszyczka. Używam go codziennie rano od początku lipca i jestem z niego zadowolona. Jego koszt to coś koło 8 PLN.

Grace Cole Lip Balm. Balsam do ust o zapachu kokosa i limonki. 
Ten produkt był akurat na mojej liście zakupowej, ale teraz, mając z nim styczność wiem, że nie ponowiłabym jego zakupu. Jego jedyną zaletą jest ładny zapach, który zresztą dość szybko się ulatnia. Dobrze, że był na promocji i kosztował tylko coś ponad 6 PLN.
  

Revlon Colorburst Lip Butter. Masełko do ust 025 Peach Parfait.
Pojechałam z zamiarem zakupu pomadek do ust w kredkach Astora a wyszłam w zamian z masełkiem Revlona :) Kiedy tak stojąc przy półce Revlona oglądałam te masełka, podeszła do mnie Pani, wyjęła kilka odcieni, zdezynfekowała je i podała mi do pomalowania. A ja kiedy nałożyłam na usta te masełka to przepadłam. Póki co skończyło się na jednym, ale wiem, że na pewno jeszcze jakieś sobie dokupię. Szkoda tylko, że ich normalna cena to 39 PLN/2,55 g.

 Essie Watermelon. 
Ten lakier już jakiś czas temu pokazywałam na swoich paznokciach -> klik. Ten kolor spodobał mi się na tyle, że odkąd go kupiłam to bardzo często gości na moich paznokciach. Ceny nie pamiętam, ale było to coś w okolicach 32 PLN.


To już lipcowe zakupy w Hebe w Gdańsku (tak tak, Gdańsk nareszcie też ma Hebe :D)

Bioderma Sensibio H2O AR Solution Micellaire. Płyn micelarny do skóry z problemami naczynkowymi.
Kupując te płyny micelarne byłam święcie przekonana, że jest to ta sama wersja którą kupuję od długiego czasu. Nie zauważyłam jednak, że obok H2O widnieje jeszcze napis "AR". Mam jednak nadzieję, że będzie tak samo dobry jak wersja do skóry wrażliwej. Z naczynkami od zawsze mam problem ale na cuda nie liczę ;) 2x250 ml kosztowało mnie 46,90 PLN.

 Purederm Deep Cleansing Nose Strips. Głęboko oczyszczające plasterki do nosa.
 Miałam takie plasterki z innej firmy i byłam z nich zadowolona. Postanowiłam więc wypróbować plasterki z innej firmy, które akurat były na promocji: 10,99 PLN/6 szt. Niestety, po pierwszym użyciu nie jestem z nich zbytnio zadowolona i następnym razem sięgnę po te już sprawdzone z firmy Beauty Formula.

 Biosilk Silk Therapy. Jedwab do włosów.
Był na promocji i kosztował niecałe 4 PLN/15 ml. Szkoda było go nie wziąć i nie wypróbować, bo do tej pory jeszcze nie miałam z tym produktem styczności. 

Garnier Mineral. Antyperspiranty. 
Ostatnimi czasy są to moje ulubione antyperspiranty. Dobrze chronią moją skórę przed poceniem, mają przyjemne zapachy, często są na promocjach - niczego więcej mi nie potrzeba. 

Sephora
 

Donna Karan New York Be Delicious. Woda toaletowa.
 Uwielbiam ten zapach, szczególnie wiosną i latem, jest taki świeży i orzeźwiający. Kiedyś już miałam tę wodę, ale było to już jakieś parę lat temu i w tym roku postanowiłam ponowić jej zakup. Za 100 ml zapłaciłam 209 PLN. 


Korres Body Scrub. Peeling do ciała o zapachu arbuza.
 Co prawda poszłam po peeling do ciała z Pat&Rub (po który już wybrałam się chyba 3 raz), ale znowu wróciłam do domu z czymś innym. Chodząc między półkami w Sephorze wypatrzyłam peelingi firmy Korres i przypomniałam sobie, że na blogu Innocent Greed (którego ostatnio nie mogę znaleźć) była pozytywna opinia na temat tego właśnie peelingu. Postanowiłam więc go przetestować. Jego cena to 80 PLN/150 ml, czasami jednak bywa w promocjach i można go kupić sporo taniej.

Benefit Lip Shine. Błyszczyk do ust Spiked Punch.
  Ten zakup do planowanych co prawda nie należał, ale kiedy byłam w Sephorze to były dość spore wyprzedaże różnych produktów. Wybrałam się po palatkę Naked 2 ale niestety w żadnej Sephorze już jej nie było. Na pocieszenie więc do koszyczka wpadł koralowy błyszczyk do ust z Benefitu, który po przecenie kosztował 47,90 PLN.

 Lidl


Cien Bodycare. Masło do ciała kokosowe.
 Pamiętam, że Magda znana jako 77gerda bardzo polecała ta masła do ciała, dlatego też kiedy zobaczyłam, że są znowu dostępne w Lidlu - nie zastanawiałam się długo i wrzuciłam jedno do koszyczka. Mąż oczywiście trochę pomarudził, bo smarowideł w domu naprawdę sporo, powiedział że mam coś z głową, ale zapłacił :P 400 ml masełko kosztowało 14,90 PLN.

Biedronka 
 

Linda. Kremowe mydło w płynie o zapachu Tutti Frutti.
Przyznam szczerze, że mydeł do rąk z Biedronki jeszcze nigdy nie miałam, a że ich cena nie jest wysoka (niestety nie pamiętam ile dokładnie kosztują bo wyrzuciłam paragon) a pojemność spora, to postanowiłam kupić jedno na próbę. Z tego co jest na nim napisane, jest to mydełko z edycji limitowanej. Były 2 zapachy do wyboru.

BeBeauty. Płyn micelarny do demakijażu i tonizacji twarzy i oczu.
 Mój ulubiony płyn do demakijażu twarzy -> klik. Co prawda mam jeszcze 2 buteleczki w domu ale w obawie, że znowu nie zobaczę go na Biedronkowej półce wrzuciłam jeszcze jedną sztuką do koszyczka. Jego cena to 4,49 PLN/200 ml.

I to by było na tyle jeśli chodzi o moje urodzinowe prezenty i czerwcowo-lipcowe zakupy. Mam nadzieję, że dotrwałyście do końca :)

Miłego dnia :)
Natalia


piątek, 19 lipca 2013

Balea - Szampon do włosów z rozmarynem i melisą

Jakoś ostatnio z niczym nie nadążam: ani ze sprzątaniem po moim dziecku, który robi straszny bałagan, ani z pisaniem i czytaniem blogów. Ciągle chodzę zmęczona i zasypiam wieczorami w tempie ekspresowym. Ale z racji tego, że moje dziecko dzisiaj po raz pierwszy od długiego czasu poszło na drzemkę w ciągu dnia - postanowiłam zająć się blogowaniem :) 

W notce denkowej z czerwca (klik!) pojawił się szampon do włosów normalnych i lekko przetłuszczających się z rozmarynem i melisą z firmy Balea. I dzisiaj o tym produkcie właśnie będzie wpis.


OD PRODUCENTA
Witalizujący szampon do włosów z ziołową formułą zawierającą rozmaryn i melisę oczyszcza włosy z nadmiaru tłuszczu i pozwala utrzymać naturalną równowagę wilgoci. Włosy są czyste i błyszczące.
Specjalna formuła z rozmarynem i melisą odżywia włosy i skórę głowy oraz sprawia, że włosy stają się lekkie. Zawiera witaminę B3 i prowitaminę B5.
Nie zawiera silikonów.

SKŁAD

   
MOJA OPINIA O PRODUKCIE

Opakowanie
Szampon do włosów umieszczony został w platikowym opakowaniu, zamykanym z góry na klapkę. Klapka ta jest prosta więc nie ma problemu z postawieniem opakowania do góry nogami i wydobyciem szamponu praktycznie do samego końca. Szata graficzna, podobnie jak w przypadku innych produktów firmy Balea, bardzo mi się podoba i przyciąga wzrok. Niby design wydaje się prosty, zwyczajny, ale ma coś w sobie.


Konsystencja, wydajność
Szampon ma delikatny, zielonkawy kolor i jest dosyć rzadki, ale nie ucieka przez palce i się nie rozlewa. Żeby dobrze się pienił trzeba go wylać na dłoń więcej aniżeli gęstych szamponów, ale dla mnie nie jest to absolutnie żadna jego wada. Jeśli chodzi o wydajność to używałam go naprzemiennie z 2 innymi szamponami więc miałam go dosyć długo.


Zapach
Pocżatkowo strasznie mnie drażnił, bo jest to intensywny ziołowy zapach. Ale z drugiej strony czego można się spodziewać po szamponie z melisą i rozmarynem? ;) Ziołowego zapachu się oczywiście spodziewałam, ale nie sądziłam, że będzie aż tak intensywny. Na całe szczęście po kilku użyciach zapach stracił na intensywności.

Działanie
Zacznę może od tego, że szampon ten przeznaczony jest do włosówł normalnych i lekko przetłuszczających się. Moje włosy na ogół mocno przetłuszczają się u nasady natomiast końcówki są dosyć suche. Liczyłam na to, że może choć trochę szampon ten zmniejszy przetłuszczanie się moich włosów, jednak niestety się przeliczyłam. Ale tak naprawdę nie mam mu nic do zarzucenia, bo włosy pierwszego dnia po umyciu były dobrze oczyszczone, dopiero następnego, jak to zazwyczaj w moim przypadku bywa, wyglądały nieświeżo.
Szampon dobrze się pieni, choć potrzeba go troszkę większej ilości. Kiedy go używałam, miałam włosy rozjaśniane i strasznie mi się po tym szamponie plątały, ale podejrzewam, że to niestety przywilej rozjaśnianych włosów. 

Podsumowanie
Ogólnei rzecz biorąc nie mam nic do zarzucenia temu produktowi, ale też nie urzekł mnie na tyle, żeby specjalnie do niego wracać. Będę szukać dalej swjego ideału :)

- cena: 0,65€
- pojemność: 300 ml
- dostępność: drogerie DM, sklepy internetowe 



piątek, 12 lipca 2013

Denko - czerwiec 2013 :)

Trochę mnie tu z Wami nie było przez poprzednie 2 tygodnie, ale wracam do Was i mam nadzieję, że na dobre, choć choróbska niestety nas nie opuściły i wracają do nas ciągle ze zdwojoną siłą :(
Na pewno pod koniec lipca mnie nie będzie bo wyjeżdżam, do tego czasu postaram się jednak w miarę regularnie umieszczać notki :)

Dzisiaj przychodzę do Was z notką z czerwcowymi zużyciami.


W czerwcu w porównaniu z poprzednimi miesiącami moje denko jest mniejsze, no ale i tak się cieszę, że choć trochę pustych opakowań powędrowało do śmietnika.


Balea Vitalizing Shampoo. Szampon do włosów normalnych i lekko przetłuszczających się z rozmarynem i melisą.
Jest to mój pierwszy szampon Balea z tych zwykłych szamponów. Dla włosów normalnych myślę, że byłby dobry natomiast dla moich dość mocno przetłuszczających się był ok, ale nie powalił mnie na tyle, żeby do niego wrócić. Ziołowy zapach najpierw mnie drażnił bo był dość intensywny, z czasem jednak stracił na intensywności i był całkiem przyjemny. Być może pojawi się o tym produkcie oddzielna recenzja.

Balea Seidenglanz Spülung. Odżywka do włosów dodająca połysku z figą i perłą.
Używałam jej przez jakieś 2 miesiące ponieważ u mnie odżywki jakoś wolną schodzą, pomimo tego, że używam ich naprawdę regularnie. Tak jak i szampon tak i odżywka ta była moją pierwszą odżywką z firmy Balea. Włosy po tym produkcie są faktycznie błyszczące, nie są w żadnym wypadku obciążone, ale niestety miałam problem z rozczesaniem swoich włosów. A dla mnie odżywka ma przede wszystkim ułatwiać rozczesywanie włosów oraz ich nie obciążać.


Balea Duschöl. Olejek pod prysznic.
Kiedy pierwszy raz powąchałam ten olejek to jedyne co mi przyszło do głowy to "ale on śmierdzi". Jednak z czasem przyzwyczaiłam się do tego specyficznego zapachu i kupiłam nawet kolejną butelkę. Używam go tylko wtedy kiedy mam lenia, albo nie mam siły na balsamowanie ciała, czyli mniej więcej raz w tygodniu. Oczywiście nie jest to produkt, który zastąpi nam smarowidło do ciała, ale stosowany od czasu do czasu solo sprawia, że skóra danego dnia nie domaga się balsamu. O tym produkcie będzie oddzielna notka.

 Balea Young Duschschaum. Truskawkowa pianka do mycia ciała.
 To już moje drugie opakowanie tego produktu, w zapasach mam jeszcze jedno. Na całe szczęście :) Uwielbiam ten produkt. Ta konsystencja pianki jest tak delikatna i przyjemna, że nie ma się ochoty wychodzić spod prysznica, nie mówiąc już o zapachu, cudownym zapachu truskawek. O tej piance pisałam już jakiś czas temu -> klik. Szkoda, że w tym roku do niej nie powrócili i nie jest już dostępna.


Bielenda Ameryka Spa. Peruwiańska sól do kąpieli jagody acai & awokado.
Ten produkt wypatrzyłam na blogu Ani, która bardzo go zachwalała. I doskonale rozumiem dlaczego :)
Piękny, intensywny zapach sprawiał, że kąpiel z dodatkiem tej soli była naprawdę przyjemnością. Ponadto wystarczyło wsypać do wody dwie garści, żeby móc się cieszyć chwilą relaksu więc sól okazała się być w miarę wydajna. Na pewno sięgnę po kolejne sole z Bielendy.

Eveline. Superskoncentrowane serum modelujące do biustu.
O tym produkcie pisałam już dosyć dawno -> klik. W recenzji napisałam, że trzeciego opakowania nie kupię a jednak kupiłam. Jakoś tak się do tego produktu przyzwyczaiłam, że automatycznie jak mi się kończy - sięgam po kolejne opakowanie. Oczywiście biust nam od tego specyfiku nie urośnie, ale jest dobrze nawilżony i lekko ujędrniony. I mi to odpowiada.


Joanna Naturia. Kawowe masło do ciała.
 Bardzo lubię masła do ciała z firmy Joanna. Miałam już wszystkie warianty zapachowe i wszystkie mi się podobały. Ładnie pachną, dobrze nawilżają normalną skórę, dosyć szybko się wchłaniają i są tanie. Wracam do nich bardzo często. O tym konkretnym maśle pisałam ostatnio tutaj.

Bath & Body Works Aruba Coconut. Balsam do ciała.
Nie chcę zbyt dużo teraz pisać o tym produkcie ponieważ z całą pewnością doczeka się oddzielnej recenzji. Na jego temat powiem tylko tyle, że dobrze nawilża, szybko się wchłania, ma przyjemną, lekką konsystencję i zabójczo pachnie :)


Balea Creme Seife. Mydło do rąk w płynie o zapachu brzoskwini i nektarynki.
To, że lubię kremowe mydła do rąk z firmy Balea pisałam już wielokrotnie. I moje zdanie  w żaden sposób nie uległo zmianie. Mydła te są dosyć tanie, mają ładne zapachy, dobrze się pienią, dobrze myją i nie wysuszają skóry rąk. Mam kilka różnych mydeł do rąk z tej firmy w zapasie.

Essence 24 Hand Protection Balm. Krem do rąk o zapachu jabłka, cynamonu i ponczu.
O kremach do rąk Essence z zimowej limitowanki pisałam tutaj. Z całej trójki to właśnie ten zapach najbardziej przypadł mi do gustu, choć powiem szczerze, że pozostałe dwa także mi się podobają. Krem jest dosyć gęsty, ale dobrze się rozprowadza i szybko wchłania nie pozostawiając po sobie ani tłustej ani klejącej warstwy. Ja używam tych kremów głównie na noc (nakładam grubą warstwę) i jestem zadowolona z ich działania - rano budzę się z gładkimi łapkami.


Garnier Mineral InvisiCalm. Antyperspirant.
Jak już mogłyście zauważyć antyperspiranty Garniera pojawiają się praktycznie w każdym moim denku. Co tu dużo na ich temat mówić: spisują się u mnie naprawdę dobrze, a o to przecież chodzi :)

Love To The Fullest by Reese Witherspoon. Woda perfumowana.
 Nie będę ukrywać, że nie potrafię opisywać zapachów wód toaletowych/perfumowanych dlatego też tego robić nie będę. Mogę powiedzieć tylko tyle, że był to zapach idealny na wiosnę: ani nie za ciężki ani nie za lekki. Bardzo mi się podobał i ubolewam nad faktem, że perfumy te nie są już dostępne w sprzedaży.


Essence Nail Art. Bezacetonowy zmywacz do paznokci.
Jeden z moich ulubionych zmywaczy, który radzi sobie ze wszystkimi lakierami, zarówno z tymi jasnymi jak i bardzo ciemnymi . Podczas zmywania nie rozmazuje lakieru dookoła, nie wysusza płytki paznokcia, jest dostępny w Naturze czy Hebe i jest niedrogi. W użyciu mam kolejną buteleczkę.


Ziaja. Bio-żel pod oczy i na powieki zmniejszający obrzęki.
 Mimo, że mam bliżej do 30 niż dalej, moje oczy póki co są w miarę dobrej kondycji. Nie mam żadnych zmarszczek - jedyne z czym walczę to cienie pod oczami, które czasami wyglądają wręcz koszmarnie. Póki co jednak nie znalazłam kremu, który z moimi cieniami dałby sobie radę. Mam je od urodzenia i chyba taki już mój urok. Żelu pod oczy z Ziaji używałam codziennie rano przez ponad 2 miesiące i mogę powiedzieć, że dobrze nawilżał okolice pod oczami (aczkolwiek nie mam problemów z suchością w okolicach oczu), szybko się wchłaniał i nadawał pod makijaż. Natomiast zmniejszenia obrzęków pod oczami nie zauważyłam.

Ziaja. Naturalny oliwkowy odżywczy krem pod oczy i na powieki.
 To już moje drugie opakowanie tego kremu. Stosuję go zazwyczaj jesienią i zimą, nakładając go na noc. Krem ten dobrze nawilża i natłuszcza zarówno okolice pod oczami jak i powieki a także dosyć szybko się wchłania. Nie podrażnił mnie, nie wywołał żadnego uczulenia, pieczenia czy swędzenia, a moje oczy są bardzo wrażliwe. Na pewno do tego kremu w sezonie jesienno-zimowym jeszcze powrócę.


Schaebens Totes Meer Maske. Maseczka z minerałami z Morza Martwego.
 Jest to maseczka z algami, mająca na celu pozbycie się zaskórników. I muszę powiedzieć, że faktycznie maseczka ta sprawia, że zaskórników jest mniej a buzia jest oczyszczona. Dla mnie nr 2 jeśli chodzi o dotychczas używane przeze mnie maseczki oczyszczające w saszetkach. Nr 1 jest maseczka stricte oczyszczająca z tej samej firmy, która dodatkowo matuje buzię na kilka godzin. Jedyną wadą tych maseczek jest ich dostępność - mi te maseczki kupiła koleżanka w Niemczech.

Balea Peel-off Maske. Maseczka do twarzy typu 'peel off' z ekstraktem z bursztynu.
W odróżnieniu od poprzedniej maseczki - ta nie powaliła mnie na kolana. Przez pierwsze 3 minuty po nałożeniu maseczki szczypała mnie mocno cała twarz. Później to uczucie mijało, ale dochodzę do wniosku, że średnio lubię formę maseczek ściąganych - przyklejają mi się do włosów, a potem żeby je oderwać też trzeba sobie zadać trochę trudu. Zdecydowanie z niemieckich maseczek wolę te z firmy Schaebens.

Soraya. Żelowa maseczka do cery naczynkowej.
Przyjemna, 10 minutowa maseczka do twarzy. Oczywiście naczynek nam w żaden sposób nie usunie, ale przyjemnie koi moją buzię i sprawia, że wszelkie zaczerwienia są "uspokojone". Sięgam po nią zawsze kiedy coś mnie podrażni, bo przynosi mi ulgę.

Schaebens Kleopatra Maske. Maseczka do twarzy z mlekiem klaczy, olejkiem migdałowym i mleczkiem pszczelim.
Naprawdę bardzo przyjemna maseczka. Moja buzia po jej użyciu była dobrze nawilżona, gładka i miła w dotyku a ja sama mając tę maseczkę na twarzy czułam się zrelaksowana. Mam jeszcze 2 sztuki tej maseczki, na całe szczęście.


Palmolive Thermal Mineral Massage. Żel pod prysznic.
Próbki żelu pod prysznic Palmolive dostałam od mojej kochanej Zanki. Kiedyś zastanawiałam się nad jego zakupem, dobrze jednak że tego nie zrobiłam, bo zapach mi nie odpowiada. Jest dosyć "męski", przynajmniej dla mnie.


Tami. Bawełniane płatki kosmetyczne.
To chyba najlepsze płatki kosmetyczne dostępne w Polsce. Są naprawdę bardzo mięciutkie, przyjemnie się ich używa i co najważniejsze - nie rozwarstwiają się w ogóle. Dotychczas używane przeze mnie płatki z Biedronki mogą się przy tych schować.

Alouette. Suche ręczniczki do twarzy.
Pojawiają się u mnie w każdym denku. Używam ich na okrągło. Są niezwykle przyjemne i delikatne dla mojej buzi. Dużo lepsze od standardowych ręczników papierowych.

To by było na tyle jeśli chodzi o moje czerwcowe zużycia.
Nie ma tego dużo w porównaniu do poprzednich miesięcy ale nie jest też tego malutko.
Muszę teraz zacząć nadrabiać zaległości na Waszych blogach bo trochę mnie nie było, więc jestem do tyłu z wszelkimi postami :)

Życzę Wam miłego piątkowego wieczoru
Natalia

 

poniedziałek, 1 lipca 2013

Bloglovin - mam także i ja :)

Bardzo Was przepraszam za małą przerwę na blogu, ale ostatnio strasznie źle się czuję i nie mam nawet siły, żeby usiąść i poczytać Wasze blogi. Mam nadzieję, że do końca tygodnia wydobrzeję, czeka mnie w międzyczasie wizyta u lekarza, mam nadzieję, że to tylko jakieś chwilowe 'zmęczenie' a nie coś poważnego.

W każdym bądź razie chciałam Wam powiedzieć/napisać, że możecie mnie także znaleźć na Bloglovin. 
Możecie mnie odnaleźć klikając przycisk u góry po prawej stronie lub bezpośrednio pod tym adresem => klik!


LinkinWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...