wtorek, 29 kwietnia 2014

NOTD: Colour Alike - Typografia H

Za oknem piękna pogoda, słoneczko, cieplutko a ja nosa nie mogę z domu wyściubić bo raz - maluch znowu chory a dwa - ja cała w wysypce alergicznej :/ Wszystko na opak... Ostatnimi czasy nawet brakowało mi czasu na pomalowanie sobie paznokci i pierwszy raz od bardzo długiego czasu chodziłam bez lakieru, choć czułam się z tym dziwnie. Czas jednak nadrobić lakierowe zaległości dlatego dzisiaj chcę Wam pokazać kolejny lakier z firmy Colour Alike, ale tym razem z serii Typografia i oznaczony literką H.


Za różowymi lakierami do paznokci kiedyś nie przepadałam, w ogóle kolor różowy omijałam szerokim łukiem a im jestem starsza tym widzę, że coraz bardziej mnie do niego ciągnie. Tzn. do ubrań w tym kolorze jeszcze nie do końca jestem przekonana natomiast do lakierów i tych delikatnych i tych intensywniejszych jak najbardziej. Szczerze powiedziawszy do lakierów z serii Typografia jakoś mnie nie ciągnęło, ale tak na spróbowanie przy zamawianiu lakierów holograficznych z CA postanowiłam wrzucić jeden do koszyczka.

Lakier tak jak i te z serii holograficznej wyposażony jest w cienki pędzelek, którym ogólnie rzecz biorąc dobrze się manewruje. Lakier ma troszkę gęstszą konsystencję niż holoski co nie do końca mi odpowiada, ponieważ nakładając drugą warstwę na dwóch paznokciach narobiłam sobie smug. A pierwsza warstwa sama w sobie smuży choć jeśli lakier ładnie kryje po dwóch warstwach przy pierwszej smużącej to dla mnie nie jest to żaden problem. Czasami się zastanawiam czy nie nakładam za grubych/za cienkich warstw, że spora część lakierów mi smuży? No i zastanawiam się czemu część lakierów przy malowaniu drugiej warstwy tworzy prześwity przy skórkach, jakby zabierały lakier? (tzn. nie tyczy się to tego konkretnego lakieru). Przy zmywaniu trochę się mazał i pofarbował mi skórki dlatego też zalecam nałożenie pod niego bazy. A jeśli chodzi o trwałość to pokryty top coatem wytrzymał u mnie 3 dni co i tak jest dobrym wynikiem ;)

Na paznokcie nałożyłam primetime od Orly, warstwę odżywki Eveline 8w1, dwie warstwy różowego lakieru CA Typografia H i top coat Seche Vite.













I jak Wam się podoba różowy lakier od Colour Alike?
Mi kolor bardzo się podoba, ale ze względu na średnią aplikację raczej z tej firmy będę kupować tylko holoski ;)

Miłego majowego weekendu!


czwartek, 24 kwietnia 2014

Masło do ciała truskawka & poziomka, Flos-Lek

Witam Was po prawie dwutygodniowej przerwie na blogu. Przerwa ta co prawda nie była planowana ale zbyt słaby dostęp do internetu w ciągu ostatniego czasu niestety nie pozwolił mi na stworzenie jakiegokolwiek posta. Biorę się więc za nadrabianie i jako pierwsze na tapecie ląduje masło do ciała o zapachu truskawki i poziomki z firmy Flos Lek. 


Od producenta: Rozkosz dla ciała. Idealna pielęgnacja skóry przesuszonej, odwodnionej oraz normalnej, skłonnej do okresowego spadku nawilżenia. Doskonałe do masażu ciała. Znacznie poprawia kondycję skóry, ukrwienie i wygląd. Ekstrakt z truskawki regeneruje skórę, a naturalne oleje: słonecznikowy, babassu oraz masło shea, oliwa z oliwek zmiękczają i wygładzają. Ekstrakt z lilii aksamitne nawilża i relaksuje. Latem doskonale regeneruje skórę przesuszoną i odwodnioną w skutek intensywnego opalania, zimą wygładza, uelastycznia i zapewnia prawidłowe nawilżenie i natłuszczenie skóry. 

Skład: Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Dimethicone, Cyclomethicone, Glycerin, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Octyldodecanol, Hydrogenated Polyisobutene, Lanolin Alcohol, Olea Europaea Fruit Oil, Helianthus Annuus Seed Oil, Orbignya Oleifera Seed Oil, Cetyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, Parfum, Propylene Glycol, Fragaria Vesca Fruit Extract, Methylparaben, Propylparaben, Cl 14700, Cl 42090, Methyl 2-Octynoate.


Masło do ciała z firmy Flos Lek otrzymujemy zapakowane w kartonik, na którym znajdują się wszystkie niezbędne informacje dotyczące zarówno samego masła jak i skład oraz czas, w jakim należy je zużyć od otwarcia. Kartonik dodatkowo jest zafoliowany co bardzo mnie cieszy bo mam 100% pewność, że nikt nie wkładał paluchów tam gdzie nie trzeba i że kupię produkt rzeczywiście nowy. Po otworzeniu kartonika ukazuje się nam plastikowe, zakręcane pudełeczko, które wizualnie bardzo przypadło mi do gustu. Opakowanie zawiera 240 ml produktu i kosztuje ok. 23 PLN.



Jakby mało było zabezpieczeń - producent postanowił jeszcze zabezpieczyć masełko w środku taką plastikową przekładką. Kwestia zabezpieczeń jest więc spełniona w nawet więcej niż 100% ;) Plastikowy słoiczek, w którym umieszczono produkt nie sprawia żadnych problemów w obsłudze i pozwala wydobyć masło do samego końca. Dla mnie takie odkręcane pudełeczka w przypadku tego typu produktów są najlepsze.


Po zdjęciu przekładki można wreszcie zobaczyć jak masełko wygląda i pachnie a pachnie fantastycznie. Zarówno jego różowy kolor jak i zapach kojarzą mi się z truskawkowymi lodami, którymi w okresie letnim uwielbiamy się zajadać całą rodziną. Konsystencja produktu jest gęsta i treściwa, ale jednocześnie masło nie jest zbite a miękkie dzięki czemu rewelacyjnie rozprowadza się na skórze, wręcz się na niej rozpływa. Nie bieli skóry, nie roluje się i nałożony nawet w większej ilości całkiem szybko się wchłania pozostawiając na ciele przyjemną aczkolwiek nietłustą warstewkę. Co najważniejsze - bardzo dobrze nawilża skórę ciała sprawiając, że staje się ona gładka, miękka i przyjemna w dotyku a nawilżenie utrzymuje się od jednej wieczornej kąpieli do kolejnej. Nawet moje suche łokcie i kolana przy regularnym używaniu tego produktu stały się przyjemnie gładkie.



Z truskawkowo-poziomkowego masła do ciała jestem tak samo zadowolona jak z wersji waniliowo-czekoladowej, o której pisałam TUTAJ już spory czas temu. Wg mnie masła te różnią się tylko zapachami (choć i jeden i drugi produkt zapach ma fantastyczny) bo w działaniu są takie same. I choć zazwyczaj po masła do ciała sięgam w okresie jesienno-zimowym to używanie tego konkretnego produktu w chwili obecnej jest dla mnie czystą przyjemnością :)

Mieliście masła do ciała z tej firmy? Jestem bardzo ciekawa czy i u Was się ono tak dobrze sprawdziło jak i u mnie :)


poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Tea Tree Water czyli tonik z Lush'a

O toniku, a w zasadzie wodzie z drzewa herbacianego Tea Tree Water z firmy Lush pisałam co nieco TUTAJ w ulubieńcach lutego. Używałam go przez jakiś czas, w drodze do mnie jest druga buteleczka tego produktu więc czas w końcu napisać jego recenzję, zanim ucieknie mi to z pamięci.


Od producenta: Sprawia, że skóra staje się jasna i odświeżona. Olejek z drzewa herbacianego ma działanie antybakteryjne, przeciwgrzybicze i przeciwwirusowe w związku z czym pomaga trzymać z daleka bakterie, które mogą powodować wypryski. Grejfrut jest bogaty w witaminy i działa lekko ściągająco na skórę natomiast jałowiec działa antyseptycznie i pomaga utrzymywać skórę czystą i jasną. Do używania o każdej porze dnia w celu odświeżenia skóry lub usunięcia resztek makijażu. Przeznaczony do skóry mieszanej i tłustej.

Skład: Melaleuca Alternifolia Leaf Water (Tea Tree Water), Citrus Paradisi Fruit Water (Grapefruit Water), Juniperus Communis Fruit Water (Juniperberry Water), Limonene*, Perfume, Methylparaben. | * występuje naturalnie w olejkach eterycznych


Produkt został zamknięty w plastikowej, czarnej buteleczce wyposażonej w bardzo wygodny atomizer. Psikacz ani razu podczas używania produktu się nie zaciął a mgiełka jaka się z niego wydobywa jest delikatna i przyjemna. Do wyboru są dwie pojemności tego produktu: 100 lub 250 ml - ja od razu postanowiłam zainwestować w większą wersję ponieważ cenowo bardziej się opłaca. A jeśli o cenę chodzi to za 100 ml trzeba zapłacić 6,50 € natomiast za 250 ml - 12,95 €.


Kupując ten produkt (a w zasadzie prosząc Tonię o pomoc w jego zakupie) mniej więcej wiedziałam na co się decyduję, ponieważ czytałam co nieco o tym toniku na kilku blogach, jednak jak wiadomo - każdy z nas jest inny i inaczej reaguje na dany kosmetyk. U mnie ta woda z drzewa herbacianego spisała się naprawdę bardzo dobrze. Przede wszystkim podczas stosowania tego produktu (a wystarczył mi na pewno na ponad 2 miesiące jeśli nie dłużej) zauważyłam, że na mojej buzi zaczęło się pojawiać dużo mniej wyprysków a te które się pojawiały szybciej się goiły. Skóra po jego użyciu była przyjemnie odświeżona, ukojona i tak jakby delikatnie zmatowiona, ale absolutnie nie wysuszona. Nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia także nie doświadczyłam a trochę się tego obawiałam. Używałam go zawsze wieczorem psikając na płatek kosmetyczny w celu zmycia resztek makijażu i tonizowania buzi natomiast rano po umyciu twarzy żelem psikałam go bezpośrednio na twarz - świetny sposób nie tylko na tonizowanie ale i rozbudzenie z rana :)


Ważną kwestią w przypadku tego toniku jest jego zapach, który nie wszystkim może się spodobać ponieważ jest on... jednocześnie herbaciany i ziołowy. Dla mojego nosa ten aromat okazał się przyjemny - ogólnie dochodzę do wniosku, że ostatnio coraz bardziej podobają mi się ziołowe zapachy (których kiedyś nie znosiłam). Śmiało mogę powiedzieć, że ten tonik do twarzy mnie oczarował i będę do niego wracać jak tylko będę oczywiście miała okazję.

Mieliście do czynienia z tym tonikiem? Ciekawi mnie bardzo czy Was zainteresował albo co o nim sądzicie jeśli go używaliście :)

PS. Bardzo podobają mi się w produktach Lush naklejki na opakowaniach z imieniem pracownika, który je dla nas wykonał :) Peter spisał się na medal.


piątek, 11 kwietnia 2014

NOTD: Astor - 005 Light Pink Manicure

Pewnie zauważyłyście, że ostatnio mnie mało i na blogu u siebie i na Waszych. Mój maluch znowu choruje, a że jest strasznie uparty i nie chce się ani minuty sam sobą zająć więc czasu niestety mam niewiele. Żeby jednak nie zaniedbać za bardzo bloga to przychodzę do Was z luźniejszą notką, znaczy się lakierową. Na tapecie dzisiaj (tzn. w zasadzie na paznokciach) lakier do paznokci Astor Perfect Stay Gel Shine w odcieniu 005 Light Pink Manicure.


Zacząć muszę od tego, że rzadko kiedy noszę na paznokciach jasne kolory. Nie to, że ich nie lubię tylko ich aplikacja często doprowadza mnie do szału, a bo smużą, potrzebują dużo warstw itp. Nie inaczej było w przypadku tego lakieru. Kupiłam go z nadzieją, że dwie warstwy wystarczą, jednak podczas malowania wyszło na to, że nałożyłam ich aż 4. Pierwsza i druga warstwa smużyły, trzecia w miarę wyrównała poprzednie ale nie do końca więc dla lepszego efektu dołożyłam jeszcze czwartą. Być może zbyt krótko odczekiwałam pomiędzy wysychaniem warstw i stąd ich liczba aż taka? Nie mam pojęcia... Wiem jednak z pewnością, że dla takiego koloru i efektu końcowego warto się pomęczyć :) 

Konsystencja lakieru należy raczej do tych gęstych więc lepiej pracować z lakierem w miarę szybko i nie robić zbyt wielu poprawek. Pędzelek jest szeroki i dobrze przycięty - ładnie rozprowadza emalię na płytce paznokcia nie zalewając przy tym skórek. Jak wysycha tego nie wiem bo użyłam SV, który sprawił, że nawet te 4 warstwy wyschły w mig. Natomiast przy takiej ilości warstw byłam pewna, że następnego dnia będę miała odpryski, a na moich paznokciach lakier ten przetrwał  najdłużej ze wszystkich dotąd używanych. Zmyłam go po 4 dniach i to tylko dlatego, że chciałam wypróbować neonowe marmurki, bo nie dość że nie miałam żadnych odprysków to i końcówki nawet nie były starte. Zmywanie w przypadku tak jasnego kolorku - bezproblemowe.

Na paznokcie nałożyłam primetime od Orly, cztery warstwy lakieru do paznokci Astor Perfect Stay 005 Light Pink Manicure oraz top coat Seche Vite (który pięknie nabłyszcza wszystkie lakiery).








Nie wiem jak Wam, ale mi ten lakier bardzo przypadł do gustu :)
I mimo tego, że wymaga kilku warstw to ja będę do niego często wracać bo uważam, że warto.

Miałyście do czynienia z tym lakierem albo z lakierami z tej serii? :)


poniedziałek, 7 kwietnia 2014

NOTD: Colour Alike - Bamberka

Z firmy CA ostatnio pokazywałam Wam Maltankę (TUTAJ), jeszcze wcześniej O w bomkę (TUTAJ) więc dzisiaj przyszedł czas na zaprezentowanie kolejnego lakieru Colour Alike 496 Bamberka, który pochodzi z kolekcji PZN.


496 Bamberka to lakier należący do lakierów holograficznych, które ja wręcz uwielbiam. Tak jak i poprzednie egzemplarze tak i ten wyposażony jest w cienki pędzelek, który mimo wszystko dobrze rozprowadza emalię po płytce paznokcia i którym całkiem dobrze manewruje się również przy skórkach. Lakier posiada taką pośrednią konsystencję - nie jest ani zbyt gęsty ani zbyt rzadki dzięki czemu możemy uniknąć zalania skórek. Do pełnego krycia wystarczyłaby jedna grubsza warstwa ja jednak nałożyłam standardowo dwie cieńsze. Na moich paznokciach przetrwał 2 dni po czym na trzeci dzień pojawiły się odpryski. Niestety, sprawia trochę problemów przy zmywaniu. Zmywałam go i zmywaczem bez acentonu i z acetonem i marze się przez co miałam trochę pofarbowane skórki i nie mogłam ich domyć. Ale co tam, dla przyjemnego dla oka efektu można się czasami pomęczyć przy zmywaniu ;)

Na paznokcie nałożyłam primetime od Orly, warstwę odżywki Evelin 8w1, dwie warstwy holograficznego lakieru Colour Alike 496 Bamberka oraz top coat Seche Vite.

Narobiłam ok. 100 zdjęć żeby uchwycić holograficzny efekt tego lakieru i na kilku zdjęciach jest on dobrze widoczny. Przygotujcie się zatem na sporą dawkę zdjęć :)

Tak prezentuje się lakier w świetle dziennym:










Na tych 4 zdjęciach najlepiej widać jego efekt holo:





A tak prezentuje się przy użyciu lampy błyskowej:



Z całej prezentowanej trójeczki póki co najbardziej podoba mi się O w bombkę, jednak także i Maltanka i Bamberka mają swój urok i wiem, że do nich także będę wracać.

Jak Wam się podoba ten holosek? 


piątek, 4 kwietnia 2014

Gigantyczne marcowe denko + 3 zużycia z lutego :)


Jak być może pamiętacie w lutym na moim blogu nie było postu denkowego. Nie było - bo nie miałam czego pokazywać. Przez to, że cały luty przechorowałam udało mi się zużyć raptem 3 produkty. Natomiast w marcu nadrobiłam lutowe zaległości więc zapraszam Was na spore marcowe zużycia + 3 zużycia z lutego :)


1. Luksja; Caramel Waffle; Płyn do kąpieli  (1000 ml; ok. 10 PLN).
Po Luksjowe płyny do kąpieli sięgam naprawdę często. Mają bardzo przyjemne zapachy, robią całkiem sporą pianę i nie są drogie. Nigdy nie zdarzyło mi się, obojętnie ile bym nie siedziała w wannie, żeby przesuszyły mi skórę. Całkiem sporo tego płyny wlewam do wanny więc o wydajności wypowiadać się nie będę :)

2. Farmona; Tutti Frutti; Olejek do kąpieli wiśnia & porzeczka (500 ml; 12 PLN).
Mimo, że w nazwie ten produkt ma wyraz 'olejek' to z olejkiem nie miał on nic wspólnego. Jest to najzwyczajniej płyn do kąpieli o pięknym, intensywnym zapachu wiśniowego kompotu. Bardzo lubiłam po niego sięgać bo uprzyjemniał mi on wylegiwanie się w wannie. Na pewno do niego wrócę.

3. Isana; Wohlfühl Bad Apfel & Vanille; Płyn do kąpieli jabłkowo-waniliowy (750 ml; ok. 7 PLN).
Po ten płyn sięgnęłam po przeczytaniu kilku pozytywnych opinii, ale mnie on nie oczarował. Dla mnie jest to zwykły, przeciętny płyn do kąpieli. Co prawda zapach ma bardzo przyjemny, ale niestety pianę robi słabą dlatego też do tego produktu już nie wrócę (choć to była limitka więc pewnie jest już niedostępny).


4. I Love...; Bubble Bath And Shower Cream; Żel pod prysznic i płyn do kąpieli o zapachu zimowych jagód (500 ml; 29,90 PLN).
Tego żelu zaczęłam używać zeszłej zimy a potem o nim kompletnie zapomniałam. Schował mi się gdzieś z tyłu za innymi żelami pod prysznic w łazience. Kiedy ostatnio zerkałam co za cuda mam pootwierane to go przyuważyłam i... odkryłam na nowo. Opis producenta bardzo trafnie oddaje zapach tego produktu "zmysłowy zapach soczystej wiśni i dojrzałych śliwek podgrzanych z odrobiną cynamonu i imbiru". Żel faktycznie tak pachnie, dobrze się pieni, dobrze myje i nie wysusza skóry. Sprawdza się również jako płyn do kąpieli, ale szkoda było mi go tak używać. W Douglasach już dawno nie widziałam żeli z tej firmy a szkoda.

5. Balea; Creme Seife Blaubeere; Mydło do rąk w płynie o zapachu borówek (500 ml; 0,65 €).
Mydeł do rąk z firmy Balea używam już od długiego czasu, zmieniam jedynie warianty zapachowe. Są tanie bo kosztują zaledwie ok. 3 zł, dobrze się pienią, domywają brud z rąk i mają przyjemne zapachy. Ta wersja 
ładnie pachnie borówkami, ale miałam wrażenie, że troszeczkę wysuszała mi dłonie co przy innych wariantach zapachowych mi się nie zdarzyło. Mam nadzieję, że inne mydła będą dalej spisywały się tak jak wcześniejsze.

6. Balea; Creme-Öl Dusche; Kremowo-olejkowy żel pod prysznic o zapachu słodkich pomarańczy i limonki (250 ml; 0,85 €).
O tym produkcie pisałam niedawno TUTAJ, w poście o ulubieńcach stycznia. Używany z myjką bardzo dobrze się pieni, ma przyjemną kremową konsystencję, pięknie pachnie i skóra po jego użyciu jest gładka i miła w dotyku. Ta wersja jeszcze bardziej przypadła mi do gustu niż wersje z normalnej serii Balea choć nie ukrywam, że wracam i do wersji kremowej i do wersji zwykłej bo żele z tej firmy uwielbiam :)


7./8. Farmona; Sweet Secret; Masło do ciała szarlotkowe i masło do ciała czekoladowe (225 ml; 12,50 PLN).
Tak jak szarlotkowe masło do ciała mnie zachwyciło tak z czekoladowym zbytnio się nie polubiłam. Zarówno jeden i drugi produkt pod względem działania się nie różnią: dobrze nawilżają skórę sprawiając, że jest ona miękka i gładka w dotyku, dobrze się rozprowadzają i całkiem szybko wchłaniają. Różni je oczywiście zapach, który tutaj akurat jest kluczowy: szarlotkowe masło pachnie bardzo apetycznie, używając tego produktu miałam wrażenie, że zaraz zjem kawałek szarlotki natomiast wersja czekoladowa jest strasznie... dusząca. Więcej o tych produktach możecie przeczytać TUTAJ.


9. Essence; 24h Hand Protection Balm Winter Edition; Ochronny krem do rąk o zapachu karmelu i gorącej czekolady (75 ml; 0,95 €)
O tym kremie jak i o całej reszcie z zimowej edycji 2012/2013 pisałam już dosyć dawno temu TUTAJ. Zdania o tym produkcie przez cały czas nie zmieniłam: uwielbiam te kremy nie tylko ze względu na zapachy ale także ze względu na działanie. Używam ich zazwyczaj na noc nakładając grubą warstwę i rano budzę się z miękkimi, gładkimi, nawilżonymi dłońmi. Czasami także używałam go w ciągu dnia i także spisywał się bardzo dobrze. Całe szczęście mam jeszcze kremy z tegorocznej edycji zimowej :)

10. Pat&Rub; Balsam do rąk otulający (100 ml; 49 PLN).
Uwielbiam ten balsam do rąk! Pomógł mi uporać się z przesuszeniami na moich dłoniach, jako jeden z niewielu stosowanych dotychczas przeze mnie produktów. Ma dosyć treściwą konsystencję ale podczas rozsmarowywania zyskuje ona na lekkości i dość szybko się wchłania pozostawiając dłonie dobrze nawilżone. Balsam posiada wygodną pompkę i wystarczy dosłownie wycisnąć połowę pompki, żeby móc się cieszyć dobrze nawilżoną skórą rąk. I pachnie... fantastycznie. Jego cena do najniższych nie należy ale warto polować na niego na promocjach. Więcej na jego temat pisałam TUTAJ.

11. Balea Med; pH Hautneutral Hautcreme; Krem do rąk z allantoiną i olejkiem jojoba (75 ml; 1,65 €).
Ten krem do rąk to jeden z moich niekwestionowanych ulubieńców. Sięgam po niego zawsze ilekroć na moich dłoniach pojawiają się przesuszenia. Regularnie stosowany pomaga się z nimi uporać i doprowadza skórę do normalnego stanu. Krem dobrze się rozprowadza, w miarę szybko wchłania, ale pozostawia na dłoniach taką śliską powłokę, która nie każdemu musi odpowiadać. Więcej na jego temat możecie przeczytać TUTAJ.

12. Balea; Urea Fußcreme; Krem do stóp z 10% mocznikiem (100 ml; 1,95 €).
Szerzej o tym produkcie pisałam TUTAJ, już dosyć dawno temu. Wtedy byłam z niego bardzo zadowolona bo bardzo dobrze się spisywał. W tym roku nie wiadomo dlaczego krem ten masakrycznie przesuszył mi stopy aż do tego stopnia, że miejscami zrobiły się szorstkie i białe. Zużyłam go w całości, ale więcej do tego produktu już nie wrócę.


13. Alverde; Volumen Shampoo Olive Henna; Szampon do włosów z oliwką i henną (200 ml; 1,95 €).
Nie jestem w stanie zliczyć ile już buteleczek tego szamponu zużyłam. Co jakiś czas do niego wracam i zawsze mam jedno opakowanie w zapasie. Moje włosy bardzo się z nim polubiły. Dobrze się rozprowadza, dobrze pieni i oczyszcza włosy. Jedynym minusem jest to, że je plącze, ale zawsze po jego użyciu nakładam na włosy odżywki. Oczywiście testuję nowości, ale i tak do niego wracam. Więcej o nim pisałam TUTAJ.

14. Balea; Feuchtigkeits Spülung Mango + Aloe Vera; Nawilżająca odżywka do włosów z mango i aloesem (300 ml; 0,65 €).
Na temat tej odżywki całkiem niedawno pojawił się post na moim blogu więc po więcej informacji odsyłam Was TUTAJ. Powiem tylko tyle, że zużyłam już 4 opakowania tego produktu i 4 kolejne mam w zapasie więc to chyba świadczy o tym jak bardzo ją lubię. Włosy po niej są gładkie i błyszczące.


15. Garnier; Essentials; Płyn do demakijażu 2w1 (200 ml; ok. 13 PLN).
Sporo dobrego czytałam o tym płynie do demakijażu szczególnie jeśli chodzi demakijaż oczu więc postanowiłam przy którejś wizycie w Rossmannie wrzucić go do koszyczka. Co prawda za dwufazami za bardzo nie przepadam, ale ciekawość wzięła górę. I muszę przyznać, że jest to całkiem dobry płyn. Dobrze zmywa makijaż oczu bez podrażniania ich - a tego najbardziej się obawiałam bo moje oczy są strasznie wrażliwe. Nie sprawia, że widzi się jak przez mgłę, ale pozostawia tłustawą warstwę za czym ja nie za bardzo przepadam. Powrotu raczej nie planuję.

16. Alverde; Reinigungsemulsion Hamamelis Kamille; Emulsja myjąca z rumiankiem i oczarem wirginijskim (150 ml; 2,25 €).
Nie jest to co prawda zamiennik mojej ulubionej emulsji myjącej z nagietkiem, ale mimo wszystko i tak się z tym produktem polubiłam. Co prawda nie da się nim zmyć całego makijażu, ale resztki po nim domywa dobrze, tak samo przyjemnie stosuje się go rano. Ma fajną kremową konsystencję i buzia po użyciu tej emulsji jest gładka i miła w dotyku. Po szerszą recenzję zapraszam TUTAJ.

17. Yves Rocher; PureCalmille; Żel do mycia twarzy (200 ml; 19,90 PLN).
To już moja druga buteleczka żelu do mycia twarzy z YR i zapewne nie ostatnia. Pisałam o tym produkcie TUTAJ i po zużyciu kolejnego opakowania zdania nie zmieniłam. Stosowany rano przyjemnie orzeźwia i pobudza swoim cytrusowym zapachem zaś wieczorem domywa resztki makijażu. Mimo tego, że zawiera w składzie SLES to nie działa wysuszająco. I jest całkiem wydajny. Warto polować na promocje, ja najczęściej kupuję 2 żele w cenie 1.

18. BeBeauty; Płyn micelarny do demakijażu i tonizacji twarzy i oczu (200 ml; ok. 5 PLN).
Nie wiem, która to już zużyta przeze mnie buteleczka tego micela, wracam do niego jak tylko się kończy. Używam go zawsze do wstępnego demakijażu twarzy (zawsze później używam jeszcze żelu) i sprawdza się w tej roli bardzo dobrze. Nie podrażnia mojej skóry, nie zapycha, jest dostępny chyba w każdej Biedronce i kosztuje niewiele. Więcej o nim pisałam TUTAJ


19. L'Oreal; Ideal Soft; Oczyszczający płyn micelarny (200 ml; ok. 15 PLN).
Ten płyn micelarny kupiłam po przeczytaniu o nim wielu pozytywnych recenzji na blogach i uważam, że to był bardzo udany zakup. Nie będę za dużo o nim pisać bo chcę zrobić oddzielny wpis na bloga - powiem tylko tyle, że dla moich wrażliwych oczu był bardzo delikatny i dobrze radził sobie ze zmywaniem z nich makijażu.

20. Lush; Tea Tree Water; Tonik do twarzy (250 ml; 12,95 €).
Tonik z Lush'a znalazł się w moich lutowych ulubieńcach. Muszę powiedzieć, że przez cały czas używania tego produktu (a używałam go całkiem długo) nie miałam takiego problemu z wypryskami jak wcześniej. Jestem pewna, że to zasługa tego toniku bo niczego więcej w pielęgnacji twarzy nie zmieniałam. Tonik ma wygodny atomizer, który przyjemnie zrasza twarz i jest wydajny. Na pewno do niego wrócę jeśli będę miała okazję.

21. Dax Cosmetics; Perfecta Oczyszczanie; Peeling enzymatyczny (60 ml; ok. 10 PLN).
Ten produkt zużyłam mniej więcej do połowy opakowania a potem przestałam go używać i jego termin ważności minął. Gdyby był dobry to pewnie używałabym go dalej, ale niestety po jego zastosowaniu nie zauważyłam żadnych efektów na mojej buzi. Czułam się tak jakbym na twarz nałożyła zwykły krem a nie produkt, który rzekomo ma złuszczać. Połowa opakowania powędrowała więc do kosza na śmieci i z pewnością już więcej po niego nie sięgnę.

22. Lush; Oatifix; Maseczka nawilżająca do twarzy (45 ml; 10,45 €).
Ta maseczka do twarzy podobnie jak tonik z Lush'a znalazła się w moich lutowych ulubieńcach. Jest to maseczka mocno nawilżająca wykonana ze świeżych bananów i masła illipe. Zawiera płatki owsiane, migdały i glinkę kaolin, które pomagają złuszczyć naskórek i sprawiają, że buzia jest miękka, elastyczna i nawilżona. I moja buzia po użyciu taka właśnie jest. Mam nadzieję, że kiedyś do niej wrócę.


23. Balea Men; Sensitive Rasiergel; Żel do golenia do skóry wrażliwej z aloesem (200 ml; ok. 2 €).
To jeden z tych żeli do golenia do których lubię wracać. Nałożony na skórę zamienia się w puszystą piankę, po której maszynka sunie rewelacyjnie. Skóra po depilacji mnie nie swędzi, nie piecze, nie jest podrażniona. Pachnie intensywnie ale bardzo przyjemnie. Pisałam już o nim jakiś czas temu TUTAJ. Od tamtego czasu zmieniło się tylko opakowanie tego produktu.

24./25. Bic; Miss Soleil; Maszynki do golenia (4 szt.; ok. 13 PLN).
Moje ulubione maszynki. Wcześniej używałam także maszynek Bic'a ale takich zielonych i nie do końca byłam z nich zadowolona bo były jakieś tępe i wiecznie się pozacinałam. Te różowe/niebieskie (bo teraz dostępne są w dwóch kolorach) maszynki dobrze suną po skórze a w połączeniu z żelem do golenia spisują się fantastycznie. No i jedna maszynka starcza mi na 2 użycia ;)


26. Garnier Mineral; InvisiCalm Post-Depilation; Antyperspirant w sprayu (150 ml; ok. 11 PLN).
Antyperspiranty Garniera to zdecydowanie moje ulubione produkty chroniące przed potem i brzydkimi zapachami. Pojawiają się każdym moim denku więc nie będę się o nich zbytnio rozpisywać. Kupuję różne wersje tych dezodorantów i jeszcze na żadnej się nie zawiodłam.

27. Joanna; Plastry do depilacji twarzy z woskiem (12 szt.; ok. 9 PLN).
Jedyne plastry z woskiem, których używam do depilacji tzw. 'wąsika'. Co by ktoś sobie nie pomyślał: nie mam zarostu niczym facet, ale co jakiś czas pojawiają mi się jakieś niewielkie włoski nad ustami więc tak zapobiegawczo raz na jakiś czas używam plastrów z woskiem. I jestem z nich bardzo zadowolona. Do plastrów dołączona jest rewelacyjna oliwka, która usuwa resztki wosku i łagodzi zaczerwienienie.

28. Beauty Formulas; Deep Cleansing Nose Pore Strips; Głęboko oczyszczające paski na nos (6 szt.; ok. 14 PLN).
Kupiłam te paski już dosyć dawno temu tak z czystej ciekawości. Użyłam je bez większego przekonania i zostałam pozytywnie zaskoczona. Te paski naprawdę dobrze oczyszczają nos i wyciągają z niego sporo paskudztwa, które w nim siedzi (znaczy się mam na myśli wągry, nie katar :P). Teraz mam inne ale do tych się nie umywają więc z pewnością powrócę do tych.

29. Alverde; Anti-Aging Vitamin Augenserum; Witaminowe serum pod oczy z jagodami goji (10 ml; ok. 3,5 €).
Jeśli szukacie lekkiego produktu pod oczy to jest to produkt przeznaczony dla Was. Ja takich lżejszych kremów używam tylko i wyłącznie na dzień - na noc preferuję bardziej odżywcze specyfiki. Serum jest lekkie ale całkiem dobrze nawilża, szybko się wchłania i po chwili od nałożenia można spokojnie zabrać się za wykonanie makijażu oka. Niestety odnośnie jakiegokolwiek wpływu na zmarszczki się nie wypowiem bo jeszcze ich nie posiadam, posiadam natomiast sińce pod oczami i często też w skutek niewyspania - worki. Myślę, że kiedyś do tego produktu jeszcze wrócę.


30. Tony Moly; Shiny Foot Super Peeling Liquid; Złuszczające skarpetki do stóp (2 szt.; ok. 30 PLN na eBay).
To już moje drugie opakowanie tych skarpetek - muszę wreszcie zrobić ich oddzielną recenzję. I za pierwszym i za drugim razem spisały się rewelacyjnie: naskórek złuszczał mi się bardzo mocno, skóra wręcz odchodziła płatami ale nie wiązało się to z jakimiś niedogodnościami. Nic mnie nie bolało, nie swędziało, nie piekło. Po ok. tygodniu złuszczania (bo tyle mniej więcej ono trwało) znowu cieszę się pięknymi i gładkimi stópkami :) Będę do nich wracać co jakiś czas. 


31. Revlon; Colorstay; Podkład do cery tłustej i mieszanej 150 Buff (30 ml; od 35 do 70 PLN).
Miałam jeszcze zachomikowaną jedną buteleczkę starej wersji Revlonu, którą uwielbiałam i bardzo żałuję, że podkład dobił już dna. To zdecydowanie był mój ulubiony podkład. Krył bardzo dobrze, długo utrzymywał moją twarz w ryzach a jeszcze utrwalony pudrem matującym trwał na buzi niezniszczony od rana do wieczora. Ubolewam, że zmieniono formułę tego podkładu, niemniej jednak zamierzam tej nowej wersji dać jeszcze jedną szansę.

31. Alverde; Camouflage 002 Beige; Kamuflaż (? ml; 3,45 €).
O tym produkcie pisałam więcej całkiem niedawno TUTAJ. Kamuflażu z Alverde używałam głównie pod oczy w celu zakrycia moich odwiecznych cieni. I mimo, że korektor ten nie zakrywał ich w 100% to sprawiał, że stawały się one mniej widoczne. Dla mnie taki efekt był w zupełności wystarczający. Ważne też jest to, że produkt ten nałożony na skórę pod oczami nie ściera się, nie roluje i nie wchodzi w załamania. Używałam go przez dobrych kilka miesięcy (o ile nie dłużej) więc jest bardzo wydajny. Teraz testuję inny produkt ale do tego na pewno wrócę.

32. Lovely; Curling Pump Up Mascara; Maskara podkręcająca i unosząca rzęsy (8 ml; ok. 10 PLN).
Na początku nie byłam zbytnio zadowolona z tego tuszu ponieważ mój egzemplarz był strasznie mokry i sklejał mi rzęsy. Nawet zastawiałam się przez chwilę skąd tyle pozytywnych opinii na jego temat. Odłożyłam go i powróciłam do niego po kilku/kilkunastu dniach. I to było to. Tusz może i nie unosił moich rzęs natomiast bardzo ładnie je podkręcał i rozdzielał. Dawał taki w miarę naturalny efekt, który na co dzień ja osobiście bardzo lubię. Pod koniec użytkowania zaczął się kruszyć, ale dzielnie służył mi przez prawie 3 miesiące. Tani i dobry produkt, do którego ja z pewnością kiedyś wrócę, jak w moich zapasach zabraknie ukochanego tuszu Wonderlash z Oriflame.

33. Alverde; Lippenbalsam Vanillebüte Mandarine; Waniliowo-mandarynkowa pomadka do ust (4,8 g; 1,15 €).
Waniliowo-mandarynkowej pomadki do ust używałam i w zeszłym roku i w tym, w okresie zimowym. Świetnie się u mnie sprawdzała: chroniła moje usta przed mrozami (choć tych w tym roku było niewiele) i wiatrem. Dobrze nawilżała i natłuszczała a dzięki regularnemu używaniu po suchych skórkach nie było śladu. Nadawała się także pod pomadki kolorowe. Więcej o niej pisałam TUTAJ. Niestety wersja ta nie jest już dostępna.

34. Flos-Lek; Lip Care; Wazelina kosmetyczna do ust o smaku waniliowym (15 g; ok. 6 PLN).
Szczerze powiedziawszy ta wazelina niczym mnie nie powaliła. Dla moich przesuszonych i zmaltretowanych chorobami ust była zdecydowanie za słaba. Zapach też pozostawiał wiele do życzenia. Więcej po nią raczej nie sięgnę.


35./36. Balea; Bademomente; Sole do kąpieli o zapachu granatu i zielone herbaty (80 g; ok. 0,55 €).
Te sole do kąpieli przewijają się u mnie prawie w każdym denku. Ostatnio zauważyłam, że ich zapachy zrobiły się mniej intensywne i tak jak czuć je na początku kąpieli tak później ich zapach zanika, ale dużo zależy też od wariantu zapachowego. Co jakiś czas je kupuję i ogólnie rzecz biorąc lubię.

37. Alverde; Verwöhnbadesalz; Sól do kąpieli orzechy macadamia i masło karite (80g; 0,95 €).
Ta sól z Alverde nieco mnie zawiodła ponieważ jej zapach znika w tempie ekspresowym. W opakowaniu pachnie pięknie i całkiem mocno, po wsypaniu do wody w łazience unosi się piękny zapach a po chwili... nie czuć zupełnie niczego. Na te sole chyba więcej się nie skuszę.

38./39./40./41. Dresdner Essenz; Pflegebad; Sole do kąpieli: 2x mleko kokosowe & ylang ylang i 2x czekolada z żurawiną (60 g, ok. 1 €).
Sole Dresdner Essenz to bezapelacyjnie moje ulubione sole. Mają piękne intensywne zapachy i zapach ten trwa przez calutką kąpiel. Nie tylko umilają kąpiel ale także zmiękczają wodę i w żaden sposób nie wysuszają skóry. Jeśli macie dostęp do DM-u to polecam Wam wrzucić choć jedną saszetkę do koszyczka i wypróbować.


42. Oriflame; Everlasting Foundation; Próbki długotrwałego podkładu do twarzy (1,50 PLN/szt.).
Ten konkretny podkład z Oriflame miałam w wersji pełnowymiarowej ale chodziło mi po głowie przetestowanie innych odcieni. Co prawda ColorStay to nie jest ale w połączeniu z białym pudrem z Essence podkład ten potrafi się dość długo utrzymywać na mojej twarzy. Kupiłam więc jeszcze jedną buteleczkę.


43. Ebelin; Einmal Waschlappen; Suche ręczniczki do twarzy (30 szt.;  1,15 €).
Suchych ręczniczków do twarzy używam już od długiego czasu i nie wyobrażam sobie, żeby mogło ich u mnie zabraknąć. Rossmannowe bardzo lubię ale postanowiłam wypróbować też wersje z DM-u i początkowo jak je zobaczyłam to byłam bardzo zdziwiona bo są one dosyć sztywne. Sztywne - ale bardzo delikatne i dobrze wchłaniają wodę z twarzy. Żałuję, że nie kupiłam większej liczby opakowań.

44. Ebelin, Sensitiv Einmal Waschlappen; Delikatne suche ręczniczki do twarzy (50 szt.; 1,95 €).
Te ręczniczki z kolei były delikatne i mięciutkie, ale dla mnie zbyt mięciutkie i już tak dobrze nie wchłaniały wody. Poza tym były też dosyć cienkie. Do tej wersji na pewno nie wrócę.

45. Alouette; Einmal Waschlappen; Suche ręczniczki do twarzy (30 szt; ok. 5 PLN).
Te ręczniczki przewijają się każdym moim denku, lubię je i kupuję jak tylko się kończą.


46./47. Ebelin; Wattepads; Bawełniane płatki kosmetyczne zwykłe i te duże (140 szt/0,85 €; 40 szt./0,65 €).
Moje ulubione płatki, które od jakiegoś czasu przewijają się ciągle w moich denkach. Jeśli mi się skończą to wrócę oczywiście pewnie do Biedronkowych ale póki mam je w zapasach to używam z wielką przyjemnością.

*****
Uff... udało mi się dobrnąć do końca, mam nadzieję, że i Wam się udało. Puste opakowania wreszcie mogę posegregować i wyrzucić bo mąż już się złościł, że chodzi po domu i się o nie potyka ;) Takiego wielkiego denka to ja chyba nigdy nie miałam, podejrzewam, że raczej nie prędko się tak wielkie w najbliższym czasie trafi.


LinkinWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...