piątek, 27 września 2013

Oriflame - Nawilżający krem do stóp na noc

W sierpniowym projekcie denko (klik), wśród wielu zużytych produktów znalazł się także nawilżający krem do stóp
na noc
z Oriflame, o którym dzisiaj chciałabym Wam troszkę więcej napisać. Zużyłam już dwa lub trzy opakowania tego kremu i byłam pewna, że jego recenzja jest na blogu, ale widocznie gdzieś mi umknęła.


OD PRODUCENTA
Zmiękcza, wygładza i poprawia stan skóry stóp. Zawiera regenerujący olejek z awokado i ekstrakt z aloesu słynący
z łagodzących właściwości. Rano Twoje stopy są w doskonałej kondycji.

SKŁAD
Aqua, Cetearyl Alcohol, Urea, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Sodium Cetearyl Sulfate, Ceteareth-12, Imidazolidinyl Urea, Methylparaben, Propylparaben, Dimethicone, Parfum, Panthenol, Persea Gratissima, Limonene, Aloe Barbadensis Extract, Linalool, Hexyl Cinnamal, Tocopherol.

MOJA OPINIA


Opakowanie
Produkt umieszczony został w miękkiej tubce wykonanej z tworzywa. Nie jest ona niestety zamykana 'na klik' nad czym ubolewam a normalnie zakręcana, ale da się do tego przyzwyczaić i po jakimś czasie używania nie stanowi to większego problemu. Dzięki temu, że tubka jest naprawdę miękka, krem można wydobyć praktycznie do samego końca,
po rozcięciu opakowania niewiele go zostało na ściankach. Otwór, przez który wydobywa się produkt jest niewielki,
co dla mnie jest plusem bo spokojnie można dozować taką ilość jaką rzeczywiście chcemy.
Występuje w 2 pojemnościach: 75 ml i 150 ml, ja zawsze kupuję go w tej większej.


Konsystencja, wydajność
Nawilżający krem do stóp należy do kremów o dosyć gęstej konsystencji, aczkolwiek nie na tyle gęstej jak np. niektóre masła do ciała. Daje się bez problemu ładnie rozsmarować na stopach i bez względu na nałożoną ilość (czy nałożymy
go mało czy dużo) - naprawdę błyskawicznie się wchłania.
Jeśli chodzi o wydajność to nie pamiętam na ile mi dokładnie wystarczył, ale na pewno na więcej niż na miesiąc stosowania.


Zapach
I tu w zasadzie ciężko mi napisać, jak on właściwie pachnie. Na pewno nie jest to zapach nachalny i bardzo intensywny, wręcz przeciwnie - wg mnie jest to zapach przyjemny. Z tych dwóch składników, których nazwy widnieją na opakowaniu produktu, mój nos bardziej wyczuwa awokado. 

Działanie
Jak już wspomniałam na samym początku posta, zużyłam tego kremu dwa lub trzy opakowania i co jakiś czas do niego wracam. A dlaczego? Dlatego, że krem ten naprawdę bardzo dobrze nawilża moje stopy, sprawiając że po całej nocy
są miękkie, gładkie... takie 'delikatne'. Czasami zdarza mi się zapomnieć o stosowaniu kremu do stóp (a raczej nie zapomnieć tylko dopada mnie wielki leń) ale jakoś po ten krem chętnie sięgałam w miarę regularnie.
To co mi się także w tym kremie podoba to jego szybkość wchłaniania. Zaledwie kilka minut po posmarowaniu można spokojnie założyć kapcie i iść tam, gdzie mamy ochotę. Oczywiście troszkę stopa się może nam ślizgać w kapciach
ale nie na tyle, żeby był to jakiś dyskomfort.
Kolejną rzeczą jest wyczuwalność warstwy, jaką ten krem zostawia. Lubię czuć, że moje stopy otrzymują porządną dawkę nawilżenie, że krem mimo szybkiego wchłania się nie pozostawia ich 'tępych'. Dotykając stóp po posmarowaniu możemy śmiało poczuć ich gładkość. Dodatkowo krem ten na 3 miejscu w składzie posiada mocznik co bardzo mnie cieszy, ponieważ uwielbiam kremy zawierające ten składnik, a już szczególnie w okresie jesienno-zimowym.
I ostatnia rzecz to oczywiście zapach, który dla mojego nosa jest bardzo przyjemny.


Podsumowanie
Nawilżający krem do stóp to produkt, do którego co jakiś czas wracam. Dobrze nawilża stopy sprawiając, że rano
są miękkie i gładkie. Szybko się wchłania więc po kilku minutach można wrócić do czynności wymagających 'wstania
z łóżka'. I do tego wszystkiego pachnie ładnie, ale nie nachalnie.
Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim ten produkt będzie odpowiadał, ponieważ w składzie zawiera parabeny,
ale ja nie jestem anty-parabenowa, anty-silikonowa i anty-slsowa więc mi to w ogóle nie przeszkadza.

- pojemność: 75 ml i 150 ml
- cena: warto polować na promocję bo ja za 150 ml zazwyczaj płacę ok. 13 PLN
- dostępność: konsultantki Oriflame


środa, 25 września 2013

Farmona - Peeling do ciała wiśnia & porzeczka

W sierpniowym denku (klik) znalazł się produkt, który zasłużył sobie na miano jednego z moich ulubieńców, jeśli chodzi o peelingowanie ciała. Jak już pisałam wielokrotnie, za samym procesem peelingu nie przepadam i chyba nigdy go nie polubię, natomiast staram się go wykonywać chociaż raz w tygodniu (co nie zawsze mi wychodzi), żeby pozbyć się martwego naskórka. 

O peelingu do ciała z firmy Farmona czytałam same pochlebne opinie, a że ja jestem zwolenniczką mocnych zapachów tej firmy, to postanowiłam sięgnąć po 3 wersje zapachowe. Dzisiaj będzie o jednej z nich, a mianowicie wiśniowo-porzeczkowej.


OD PRODUCENTA
Zmysłowy zapach owoców z Kraju Kwitnącej Wiśni, symbolu intensywnego i pełnego radości życia, spleciony
z orzeźwiającym aromatem porzeczki to gwarantowany relaks, spokój i uczucie błogości.
Gruboziarnisty peeling doskonale usuwa zanieczyszczenia i martwe komórki naskórka, poprawia mikrokrążenie
i pobudza do odnowy. Ciało pozostaje idealnie oczyszczone, wygładzone i aksamitnie miękkie w dotyku.

Sposób użycia: Niewielką ilość nanieść na wilgotną skórę, delikatnie masować, spłukać. 
Stosować 1-2 razy w tygodniu.

SKŁAD
Aqua (Water), Sodium Laureth Sulfate, Acrylates Copolymer, Cocamidopropyl Betaine, Polyurethane, Glycerin, Polysorbate 20, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Powder, Xanthan Gum, Sodium Chloride, Disodium EDTA, Sodium Hydroxide, Parfum (Fragrance), Benzyl Alcohol, Coumarin, Eugenol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, DMDM-Hydantoin, Cl 16255, Cl 14720, Cl 42090.

MOJA OPINIA O PRODUKCIE


Opakowanie
Produkt został umieszczony w niewielkiej, bo 120 ml buteleczce, wykonanej z dość twardego tworzywa, zamykanej
na klik bądź jak kto woli - na zatrzask. Buteleczka otwiera się bez problemu, więc nie trzeba się martwić o połamane paznokcie. Jest jednak dosyć twarda więc czasami ciężko z niej wydobyć produkt i trzeba się nagimnastykować żeby
ją ścisnąć. 
Design opakowania bardzo mi się podoba, jest kolorowy i przyciągający wzrok. Od zawsze produkty firmy Farmona przyciągały mój wzrok na drogeryjnych półkach i tak już zostało.


Konsystencja, wydajność
Peeling ma konsystencję raczej rzadką więc trzeba uważać, bo kilka razy zdarzyło mi się, że zamiast na moim ciele
to wylądował w wannie. Posiada on w sobie dwa rodzaje drobinek: jedne są koloru czerwonego natomiast drugie - czarnego. Wyglądają dość niepozornie, ale są naprawdę ostre, więc produkt ten zdecydowanie można zaliczyć do mocnych zdzieraków.
Peeling wystarczył mi na ok.5-6 użyć, więc może i do najwydajniejszych nie należy, ale raz - jego pojemność jest niewielka i dwa - jego cena także jest niska.


Zapach
Jeśli chodzi o zapach to pod tym względem kolejny raz Farmona mnie nie zawiodła. Zapach jest piękny, przeważa w nim wiśnia aniżeli porzeczka, ale to dobrze, bo zdecydowanie bardziej wolę ten pierwszy aromat. I oczywiście jest intensywny, jak to w przypadku produktów Farmony bywa. Jedni te zapachy kochają, inni wręcz nienawidzą - ja znajduję się w pierwszej grupie :)

Działanie
 Gdybym nie przeczytała wcześniej opinii o tym produkcie na blogach, pomyślałabym sobie, że jest to taki sam peeling jak ten z firmy Joanna, także w małych buteleczkach, za którym ja osobiście nie przepadam. I wtedy pewnie popatrzyłabym na niego i poszła dalej. Kupując go i 2 inne warianty zapachowe wiedziałam, że będę miała do czynienia
z czymś mocnym. I faktycznie tak jest. Peeling jest naprawdę mocnym zdzierakiem, który skutecznie pomaga pozbyć się martwego naskórka. Delikatnie się pieni co sprawia, że skóra oprócz tego, że jest wypeelingowana, jest także umyta.
To co mi się bardzo podoba to to, że moja skóra po użyciu tego produktu jest naprawdę gładka i miła w dotyku
i w żadnym wypadku nie jest wysuszona (a po tych małych peelingach Joanny moja skóra była sucha jak wiór). Niektórzy pewnie mogliby podarować sobie nałożenie masła czy balsamu, ja jednak zawsze po zrobieniu peelingu aplikuję na ciało olejek.


Podsumowanie
Peelingi Farmony z serii Tutti Frutti to naprawdę produkty godne uwagi. Są tanie, mają niewielkie pojemności - co jest bardzo przydatne w czasie podróży (lub żeby komuś nie przejadł się zapach), pięknie pachną, myją ciało i przede wszystkim porządnie ścierają martwy naskórek. I oczywiście są niedrogie. Obecnie używam wersji o zapachu melona
i arbuza a w zapasach mam jeszcze jedną :) Uwielbiam te maluchy :)

- pojemność: 120 ml
- cena: 5 PLN
- dostępność: Natura, Auchan, sklep internetowy Farmony

Natalia


poniedziałek, 23 września 2013

Paka od Toni cz.2 czyli DM + paczuszki niespodzianki + małe zakupy :)

I znowu mnie na trochę wywiało... Po ostatnim wpisie, dotyczącym zakupów z Kiko i Lush'a (klik) miała się ukazać notka z cz. 2 zakupów poczynionych przez Tonię, ale najpierw ja się rozchorowałam, a teraz moje dziecko znowu jest chore :/ Korzystając jednak z tego, że dzisiaj moje dziecko postanowiło uciąć sobie drzemkę - zapraszam Was na drugą część niemieckich zakupów i nie tylko. Już niczego więcej nie zamierzam w tym miesiącu kupować, podobnie i później, bo wszystkiego mam pod dostatkiem i mówię sobie stop (no dobra, świąteczne nowości z YR pewnie mnie czymś skuszą :P).

Co by tylko nie było niedopowiedzeń - pokazuję Wam paczkę z niemieckimi dobrociami w całości, aczkolwiek została ona rozdzielona pomiędzy 3 osoby.

DM

Alverde Pflanzenölseife. Mydełka do rąk: kremowe, limonka&werbena i truskawkowe.
Bardzo lubię te mydełka. Miałam już każde z nich i z każdego byłam bardzo zadowolona. Ładnie pachną, są delikatne dla skóry i dobrze domywają dłonie z wszelkiego brudu. Nie należą może do zbyt wydajnych, ale można im to wybaczyć :) Ich cena to 0,75 €/100 g.


Balea Creme Seife. Mydła do rąk w płynie: limonkowo-jabłkowe i morskie(?)
Mydła do rąk w płynie Balea bardzo lubię. Za cenę, pojemność, wydajność, zapachy i za to, że nie wysuszają skóry dłoni, przynajmniej mojej. Kupuję je regularnie. To po lewej stronie Tonia upolowała dla mnie z edycji, która ukazała się
w DMie z okazji urodzin sklepu. Cena tych mydełek to 0,65 €/500 ml.


Balea Küchenseife. Mydło do rąk antybakteryjne neutralizujące zapachy kuchenne.
To mydło po raz pierwszy kupiła mi Tonia bodajże w czerwcu i jestem z niego zadowolona, bo wywiązuje się ze swojej roli. Lubię myć nim dłonie, bo pięknie pachnie i pomimo formuły antybakteryjnej - nie wysusza ich. W Niemczech za to mydełko zapłacimy 0,95 €/300 ml.


Duschdas. Żele pod prysznic: morski i limonka+mięta.
Uwielbiam te żele pod prysznic, miałam już kilka żeli z tej firmy i naprawdę bardzo je lubię. Co sezon wychodzą edycje limitowane, w stałej ofercie jednak także są zapachy warte wypróbowania. Żele te dobrze się pienią, mają ładne zapachy
i nie wysuszają skóry. Ich cena to 1,25 €/250 ml.


Treaclemoon Her Mango Thoughts Duschcreme. Kremowy żel pod prysznic o zapachu mango.
Poprzednim razem moja znajoma kupiła mi w DMie wersję kokosową tego żelu, w której wręcz się zakochałam, bo tak wiernie odzwierciedla zapach kokosa. Tym razem skusiłam się na nowy zapach, zapach mango i muszę powiedzieć,
że nie mogłam oderwać nosa od butelki jak go wąchałam. Jeśli będziecie miały okazję kupić żele z tej serii to ja Wam
je bardzo polecam. 3,95 €/500 ml.


Balea Hand Lotion & Bodycreme. Krem do rąk o zapachu nektarynki i krem do ciała waniliowy.
Kremu do rąk z pompką w wersji masło shea & argan używam od jakiegoś czasu i bardzo go lubię, podobnie jak mój tata. I to do niego ten krem nektarynkowy trafił :) Natomiast kremy do ciała Balea kupuję od jakiegoś czasu dość regularnie i jestem z nich także zadowolona, a taki wielbiciel wanilii jak ja nie mógł przejść obok tego produktu obojętnie. Cena kremu do rąk: 1,75 €/300 ml natomiast kremu do ciała: 1,95 €/500 ml.


Balea Rasiergel. Żele do golenia: kokosowy, cytrynowy i jagodowe.
O tym, że używam żeli do golenia z tej firmy pisałam już niejednokrotnie, dlatego też postanowiłam zaopatrzyć się w ich zapas, bo aktualnie wykańczam ostatnie opakowanie żelu kokosowego i w zapasach żeli brak. Ale nie wszystkie są dla mnie. 1,35 €/150 ml.


Alverde Sonnen Lippen Pflegestift. Pomadka ochronna do ust z spf20.
Będzie na przyszły rok :) Jeśli będzie tak dobra jak wersja waniliowo-mandarynkowa to będę z niej zadowolona.
Jej koszt to 1,95 €.


Schaebens Maske. Różne maseczki do twarzy.
Nie będę kłamać - są to jedne z moich ulubionych maseczek. Za każdym razem robię sobie ich spory zapas i dawkuję
z rozwagą, co by mi się zbyt szybko nie pokończyły. Naprawdę warto je wypróbować. W Niemczech kupicie je za 0,65 €.



Ebelin Wattepads & Maxi-Pads. Płatki kosmetyczne normalne i duże.
Ktoś by pomyślał, że jestem jakaś nienormalna i zamiast kupić nasze płatki to kupuję niemieckie. Oczywiście, płatki dostępne u nas także kupuję, ale jeśli tylko mam okazję, żeby zaopatrzyć się w te niemieckie to się nawet nie zastanawiam. Są fantastyczne i bardzo mięciutkie, a przy tym wszystkim się nie rozdwajają. Ich ceny kształtują się następująco: 0,85 €/140 szt. i 0,65 €/40 szt.

RZECZY DLA MOJEGO SYNKA I SIOSTRZEŃCÓW :)



Tak wyglądała paczka od Toni z niemieckimi dobrociami :)
Wszystko już zostało sprawiedliwie podzielone, to co miało trafić dalej - zostało przekazane, a Toni raz jeszcze bardzo dziękuję :*

Ceny podane w poście są po to, żeby ktoś, kto może wybierze się do DMu wiedział, ile co kosztuje.

Przejdę teraz do paczuszek-niespodzianek, które ostatnio do mnie przywędrowały.

PACZUSZKA OD ANETKI

Anetka zna mnie już trochę czasu, wie co lubię i nie mogła lepiej trafić z prezentami :)
Na żel pod prysznic Lierac czaiłam się od długiego czasu i będę miała okazję go wypróbować (a pachnie cudownie),
do lakierów Eveline nie mam na codzień dostępu, a o nowych różach z firmy Catrice nawet nie wiedziałam
(tzn. dowiedziałam się z opóźnieniem). Anetko - bardzo Ci dziękuję :*

PACZKA OD KASI

Kasia już jakiś czas temu napisała do mnie maila, czy nie chciałabym przetestować sobie produktów mineralnych. Oczywiście byłam bardzo chętna więc Kasia obdarowała mnie odspypkami podkładów, pudrów i korektora. Bardzo
Ci dziękuję - będę zaczynać testowanie :)

PREZENCIK OD KOLEŻANKI

Moja znajoma, która wie, że mam bzika na punkcie kosmetyków, kupiła mi tak po prostu dwa produkty z YR: kremowy żel pod prysznic orzech makadamia oraz oliwkę pod prysznic, którą wręcz uwielbiam <3

Ostatni punkt programu, to moje niewielkie zakupy, które poczyniłam we wrześniu. A że nie zamierzam już niczego więcej kupować - to pokazuję je razem z paczuszkami.

Bath & Body Works

Niestety na codzień nie mam dostępu do sklepu B&BW, nad czym ogromnie ubolewam. Nie ma jednak jak pomoc innych blogerek. Magda (znana jako 77gerda) po raz kolejny zrobiła dla mnie zakupy. Dzięki jej pomocy udało mi się skorzystać z promocji "3 dowolne mydła do rąk za 55 PLN". Magda wybrała mi 2 mydła piankowe i jedno głęboko oczyszczające. Magdo - z zapachami trafiłaś idealnie, bardzo Ci dziękuję!

Mintishop

Tangle Teezer Compact. Szczotka do włosów w wersji 'torebkowej'.
Posiadam TT w wersji zwykłej, którą codziennie używam w domu. Szkoda mi jednak było nosić ją ze sobą, ponieważ obawiałam się, że ząbki mogą się uszkodzić. Postanowiłam więc zainwestować w wersję kompaktową, żeby mieć ją zawsze ze sobą. Jej cena w Minti to 46,90 PLN.

Rossmann

GlissKur Hair Repair. Ekspresowa odżywka do włosów.
Od długiego czasu przyglądałam się tej odżywce, w końcu postanowiłam ją kupić i nie żałuję. Włosy po niej dobrze się rozczesują i nie są w żaden sposób obciążone (mimo, że stosuję ją po odżywce do spłukiwania). Wiem, że z tym produktem raczej się już nie rozstanę :)  Na promocji kosztowała coś koło 10 PLN.

Hebe

Astor Mattitude HD 012 Natural. Podkład matujący.
Miałam co do tego podkładu spore nadzieje, że godnie zastąpi mi podkład z Revlonu, niestety póki co go testuję i jestem średnio zadowolona, zobaczymy jak to będzie po dłuższym czasie używania. Za 30 ml buteleczkę z wygodną pompka zapłaciłam 47,99 PLN.

Revlon Nearly Naked 020 Light Pale. Puder prasowany.
O ile podkład z tej serii mnie nie kusił, o tyle tego produktu byłam bardzo ciekawa. Używam go dopiero od kilku dni więc nie będę się na jego temat wypowiadać, powiem o nim coś więcej jak dłużej go poużywam. Jego cena w Hebe to
49,99 PLN.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o wrześniowe nowości, paczuszki itd.
Niczego więcej nie planuję kupować ani teraz ani w październiku, więc spodziewajcie się na blogu postów z samymi recenzjami, bo muszę teraz nadgonić recenzje :)

Mam nadzieję, że udało Wam się dobrnąć do końca tej notki.

Natalia

sobota, 14 września 2013

Paka od Toni cz.1 czyli zakupy Kiko & Lush :)

Pisałam Wam w poście z sierpniowymi nowościami, że czekam na dużą paczkę z różnymi dobrociami, kupionymi mi przez Tonię w Niemczech. I paczka naprawdę była spora bo ważyła... 11,5 kg. 
Oczywiście co by nie było - nie wszystko było dla mnie. 
W każdym bądź razie mówię sobie teraz stop na wszelkiego rodzaju kosmetyczne zakupy i kupuję tylko to, czego będzie mi brakować w domu.

To tyle słowem wstępu, teraz zapraszam Was na cz. 1 zakupów, która dotyczy produktów takich firm jak Kiko oraz Lush.

KIKO

Lakiery do paznokci Kiko marzyły mi się od długiego czasu, dlatego jak Tonia powiedziała mi, że się wybiera do sklepu tej firmy to od razu spisałam jej całkiem niemałe zamówienie. I wszystkie produkty, które chciałam były na szczęście dostępne i to na dodatek w promocyjnych cenach :) Niestety cen Wam nie podam, bo nie pamiętam ile kosztowały.


Sugar Mat Nail Lacquer. Piaskowe lakiery do paznokci nr 639, 634 i 645.
Piaskowe lakier uwielbiam, dlatego też widząc na różnych blogach piaski Kiko i ja zapragnęłam je mieć. Mam nadzieję, że na paznokciach będą się tak ładnie prezentować jak w buteleczkach. 


Mirror Nail Lacquer. Lakiery 'lustrzane' nr 616 i 620.
Kupione bez oglądania zdjęć na internecie. Po prostu przeglądając stronę internetową Kiko postanowiłam dla wypróbowania kupić dwa lakiery z lustrzanej serii.



Lakiery do paznokci nr 359, 389, 282, 340, 377, 338 i 372.
Niektóre kolorki były kupowane po oglądnięciu zdjęć konkretnych lakierów na blogach, inne natomiast tak po prostu wpadły mi w oko przy przeglądaniu dostępnych kolorów na stronie internetowej Kiko.
Z tego co pamiętam to każdy z nich w cenie promocyjnej kosztował chyba ok. 2,5-2,9 €/szt.

p2 Sand Style 080 Lovely.
Umieściłam go tutaj, bo jest to jedyny lakier który Tonia mi kupiła prócz lakierów z Kiko. A że piaski z p2 uwielbiam to już chyba wiecie :)


Water Eyeshadow. Cienie do powiek nr 200 i 205.
Przyznam się, że te cienie wypatrzyłam na blogu u Niecierpka, jeden kolor wzięłam taki sam, ten jaśniejszy. Jeszcze ich nie używałam, ale kolorki mi się podobają i z tego co sprawdzałam na
ręce - mają dosyć dobrą pigmentację.


Kiss Balm. Balsam do ust 01 Coconut.
Także wypatrzony u Niecierpka. Jest kilka wariantów tych balsamów, ale jeśli tak jak ja jesteście fankami kokosowych nut i macie dostęp do kosmetyków tej firmy, to bardzo go Wam polecam, bo naprawdę pachnie kokoskiem.


Jeśli chodzi o Kiko to to by było na tyle.
Przejdę więc do zakupów z Lush'a których jest niewiele.

LUSH

Sweetie Pie Duschjelly. Galaretka pod prysznic. Porzeczka + olejek bergamotki.
Produkt wypatrzony w notce denkowej u Magdy znanej jako 77gerda. Jako miłośniczka wszelkiego rodzaju produktów do mycia ciała nie mogłam przejść obojętnie obok takie gadżetu i postanowiłam go wypróbować. Czy wart był zakupu to się dopiero okaże. Cena tej galaretki to 6,95 €/100 g.

Tea Tree Water. Tonik do twarzy.
Także wypatrzony na blogu i polecany przez Magdę :) Mam nadzieję, że na mojej mieszanej cerze także się sprawdzi. Cena do najniższych nie należy ale od czasu do czasu można sobie pozwolić na odrobinę przyjemności. 12,95 €/250 ml.

Bubblegum Lip Scrub. Peeling do ust o zapachu gumy balonowej.
Ja wiem, że to bardziej taki gadżet, ale od dłuższego czasu miałam na niego wielką ochotę. Odkąd używam peelingu różanego do ust z Pat&Rub to nie wyobrażam sobie, żebym miała przestać peelingować moje usta. Z chęcią sprawdzę czy Lush'owy produkt jest tak samo dobry jak produkt
Kingi :) Cena tego peelingu to 8,95 €/25 g.

To by było na tyle, jeśli chodzi o moje Lush'owo-Kiko'we szaleństwo zakupowe.
Toni jeszcze raz bardzo dziękuję za pomoc w zdobyciu upragnionych przeze mnie produktów :*

Resztę produktów zakupionych przez Tonię pokażę Wam w oddzielnym poście.

Miłego weekendu!
Natalia


czwartek, 12 września 2013

NOTD: Golden Rose Holiday nr 73 i 74

Dwa dni temu w poście z sierpniowymi nowościami (klik) pokazywałam Wam dwa nowe kolorki lakierów Golden Rose Holiday, czyli tzw. piasków. Dzisiaj natomiast chciałabym Wam pokazać, jak one wyglądają na paznokciach. Mowa o nr 73 (zielonym) i 74 (żółtym).


Lakiery te, tak jak i pozostałe z tej serii, nie są ani zbyt rzadkie ani zbyt gęste, dobrze rozprowadzają się po płytce paznokcia nie rozlewając przy tym na skórki. Pędzelkiem, tak jak w przypadku innych piasków z tej serii dobrze się maluje bo jest on 'odpowiedniej' wielkości a lakier sam w sobie szybko wysycha. Za czas wysychania cenię piaski najbardziej - używam ich zazwyczaj kiedy mam mało czasu na pomalowanie paznokci bo wiem, że nic mi się nie uszkodzi. 

Kolorki bardzo mi się podobają choć nie ukrywam - miałam nadzieję, że będą bardziej żywe. No i posiadają w sobie brokatowe drobinki co ja akurat bardzo lubię choć wiem, że niektórym może to nie odpowiadać. Ja szczerze powiedziawszy lubię i te z drobinkami i bez :)

Na paznokcie nałożyłam warstwę odżywki Essie Fill The Gap oraz dwie warstwy piaskowych lakierów z GR.

ZDJĘCIA BEZ LAMPY




ZDJĘCIA Z LAMPĄ


I jak Wam się podobają nowe piaskowe kolory lakierów z GR?
Z tego co mi się wydaje to prócz tych dwóch są jeszcze 4 nowe odcienie.

Natalia


wtorek, 10 września 2013

Sierpniowe nowości :)

Po wpisie denkowym (klik) nadszedł czas na podsumowanie tego, co w sierpniu mi przybyło :) Trochę się "ociągałam" z tym postem, bo kilka dni temu się rozchorowałam a teraz do mnie dołączyło moje dziecko więc czasu niestety mam niewiele. No ale dość marudzenia, przejdę od razu do rzeczy.

W sierpniu trochę rzeczy mi przybyło, aczkolwiek nie były to tylko zakupy bo dostałam także kilka bardzo miłych paczuszek. Teraz też czekam na dosyć duuużą pakę z kosmetykami, ale później obiecałam sobie, że nie będę już niczego kupować dopóki coś mi się nie skończy (nie licząc jakiś niemieckich szaleństw typu Kiko, Lush itp.) 

Rossmann


Cleanic Deo Fresh & Soft. Dezodorant w chusteczce.
Po przeczytaniu kilku pochlebnych recenzji i ja postanowiłam skusić się na nowy wynalazek jakim jest dezodorant w chusteczkach. I nie żałuję. Jest to naprawdę fajny produkt, który bez problemu zmieści się w każdej damskiej torebce. Idealnie odświeża w ciągu dnia i faktycznie skóra nie poci się przez kilka dobrych godzin. Kupiłam je na promocji: 2,99 PLN/12 szt. i druga para za 0,01 PLN :)

Efektima. Peeling i maska do rąk oraz peeling i maska do stóp.
Kupiłam z ciekawości, ponieważ z tej firmy miałam maseczkę oczyszczającą do twarzy i byłam zadowolona. Tych produktów jeszcze nie używałam, czekają na swoją kolej (i moje chęci).


Alouette. Suche ręczniczki do twarzy.
Moje ulubione. Kupuję je w kółko i nie ma dla mnie znaczenia czy są w promocji czy nie. Uważam, że za nie warto zapłacić nawet standardową cenę czyli coś ok. 5 PLN/30 szt.

The Body Shop


Shea Body Butter. Masło do ciała Shea do skóry bardzo suchej.
Co prawda moja skóra na ciele jest normalna, ale jesienią i zimą lubię sięgać po masła do ciała, nawet po te mocniejsze. Miałam dwukrotnie próbki tego produktu i bardzo mi się spodobał: skóra była naprawdę bardzo dobrze nawilżona i natłuszczona i dodatkowo pięknie pachniała. Postanowiłam więc sięgnąć w końcu po wersję pełnowymiarową. Masło kupiłam oczywiście na promocji i kosztowało mnie 39 PLN/200 ml.

Honey & Oat 3 In 1 Scrub Mask. Maseczka złuszczająca o potrójnym działaniu.
O tym produkcie słyszałam i czytałam sporo dobrego aczkolwiek jego regularna cena mnie zniechęcała. Postanowiłam więc poczekać na promocje i w końcu się doczekała. Zamiast 52,50 PLN zapłaciłam za nią 35 PLN/100 ml. Użyłam jej dopiero 2 razy ale muszę powiedzieć, że jestem naprawdę zadowolona.

Yves Rocher


2 In 1 Beautifying Hand & Nail Cream. Pielęgnujący krem do rąk i paznokci.
Miałam wziąć wersję kremu tylko do rąk, ale przez przypadek wpadła mi do koszyczka ta: jeden krem dla mnie a drugi dla mojej siostry. Niestety zapach mi się w ogóle nie podoba, natomiast mojej siostrze podoba się bardzo (kwestia nosa ;)). Zużyć oczywiście zużyję, może w działaniu będzie dobry. Kupiony w promocji 2 w cenie 1, czyli 17,90 PLN/2 szt.

Polishing Foot Scrub. Lawendowy peeling do stóp.
Mój ulubiony peeling do stóp o którym pisałam już jakiś czas temu -> klik. Bardzo dobrze złuszcza martwy naskórek a stopy są po nim gładkie jak pupa niemowlaka. I ten piękny zapach... uwielbiam. Kupiłam go z 40% rabatem, a więc kosztował 11,94 PLN/50 ml.

Red Berries Eau De Toilette. Woda toaletowa owoce leśne.
Miałam co prawda nie kupować tej wody toaletowej, bo wiecznie narzekam na ich trwałość, ale ten zapach w żelu pod prysznic tak mi się spodobał, że chociaż miniaturka tej wody musiała być moja :) Cena: 19,90 PLN/20 ml.

GRATISY DO ZAKUPÓW

Allegro


Lemax Nail Enamel. Marmurkowe lakiery do paznokci.
Kiedy zobaczyłam je na facebooku u Jamapi to wiedziałam, że te lakiery muszą być moje. Strasznie spodobał mi się marmurkowy efekt jaki dają. Dobrze się nakładają, są trwałe, aczkolwiek trochę długo wysychają. No ale mogę im to wybaczyć. Ich cena też nie jest wysoka i na allegro za cały komplet zapłaciłam 11,99 PLN.

Golden Rose


Holiday Nail Color. Lakiery piaskowe o nr 73, 73 i 57.
Jak tylko zobaczyłam na stronie internetowej, że są już dostępne "neonowe" piaski, to wiedziałam, że muszę kupić żółty i zielony. Ale żeby nie było im smutno to dołączył do nich jeszcze jeden, na który od jakiegoś czasu miałam ochotę a którego nie mogłam znaleźć stacjonarnie. W sklepie internetowym cena tych piasków to 10,40 PLN.


Rich Color Nail Lacquer. Lakiery do paznokci z serii Rich Color nr 44 i 48.
Jak już robiłam zakupy na stronie internetowej GR to postanowiłam sięgnąć po lakiery z dobrze wielu osobom znanej serii RC. Ja przyznam szczerze z tymi lakierami raczej nie miałam do czynienia, ale jestem nimi naprawdę pozytywnie zaskoczona. A już na pewno tą miętką - mam ją właśnie na paznokciach :) I cena ich jest dosyć niska bo kosztowały 5,61 PLN/1 szt.

Super Pharm i drogeria w Fashion House


Uriage Thermal Water. Izotoniczna woda termalna.
O tej wodzie było i jest dosyć głośno na yt i blogach. Jedni bardzo ją chwalą, inni natomiast uważają, że jest ok ale znają lepsze. Ja z wód termalnych używałam tylko Avene, aczkolwiek jakoś na kolana mnie nie powaliła. Była ok, ale i bez niej nie było tragedii. Tej jeszcze nie używałam - mam nadzieję, że będę z niej zadowolona. Za 150 ml butelkę zapłaciłam 19,99 PLN.


Sally Hansen Fuzzy Coat, GR Rich Color i GR Holiday.
Lakier SH kupiony w SP natomiast pozostała dwójka w drogerii kosmetycznej w Fashion House. Lakiery GR miałam już na paznokciach i ten czarny z drobinkami uwielbiam natomiast róż też jest bardzo ładny tylko potrzebne są 3 warstwy do pełnego krycia. Cen Wam nie podam, bo niestety tych nie pamiętam.

e-naturalne


Kwas hialuronowy, woda kwiatowa z róży damasceńskiej, hydrolat z zielonej herbaty, peeling enzymatyczny z owoców tropikalnych oraz francuska glinka zielona.
Toniu, te zakupy to Twoja wina (tak tak, czuj się winna :P). Niemal w każdym denku Toni przewijają się produkty e-naturalne, część z nich zresztą ma dobre opinie więc i ja postanowiłam tym razem zdradzić Biochemię Urody i wypróbować produkty konkurencyjne. Mogę zdradzić, że z peelingu enzymatycznego jestem bardziej zadowolona niż z peelingu BU (a był to mój ulubieniec). 

Inglot


Grzebyczek do rzęs.
To już mój drugi egzemplarz, ponieważ w pierwszym po dłuższym czasie używania wypadło kilka ząbków. Dla mnie jest to rzecz niezbędna - nie wyobrażam sobie nieprzeczesania rzęs tym grzebyczkiem po nałożeniu tuszu. Dzięki niemu większość tuszy sklejających rzęsy ma szansę się wybronić ;) Przy zakupach powyżej 30 zł ten grzebyczek można kupić za ok. 9 PLN.

Pomadka żelowa nr 48.
Na te pomadki czaiłam się od jakiegoś czasu, a w zasadzie to już od długiego bo odkąd zobaczyłam je na blogu u Beauty Wizaż. Za każdym razem jednak będąc w Inglocie wypadało mi z głowy, żeby na nie popatrzeć. Aż ostatnio będąc w Inglocie na kilka godzin przed ślubem kolegi w ręce wpadła mi żelowa pomadka oczywiście w nudziakowym kolorze. Jej koszt to coś ok. 27 PLN ale nie jestem w 100% pewna bo zgubiłam paragon.


A teraz przejdę do tych milszych rzeczy, czyli do paczuszek, które dostałam w sierpniu :)


Tę paczuszkę otrzymałam od Madzi, której raz jeszcze bardzo dziękuję. Są to miniaturki trzech kosmetyków z Bath & Body Works: mgiełka do ciała White Citrus, mgiełka do ciała Warm Vanilla Sugar oraz balsam do ciała White Citrus. W paczce znalazło się także mydło antybakteryjne o zapachu Pink Lemonade. Magdo, Ty wiesz co :)


Kolejna paczuszka przyszła do mnie od Kasi. Kasia poczyniła dla mnie małe zakupy w Holandii i kupiła balsamy do ciała w sprayu, które w swoich filmikach na yt zachwalała Nissiax83. Póki co raz użyłam kakaowego, ale nie chcę się o nich jeszcze wypowiadać - muszę potestować je dłużej. Aczkolwiek pierwsze wrażenie pozytywne. Kasia dorzuciła mi także maseczkę w proszku dr Van der Hoog'a i próbki.


Jeszcze jedne holenderskie specjały :) Paczuszkę niespodziankę wysłała mi moja Martusia, której raz jeszcze bardzo ale to bardzo mocno dziękuję :* Co było w paczce zobaczycie na zdjęciach poniżej.





I ostatnia przesyłka przyszła od mojej kochanej Anetki, która co jakiś czas wysyła mi jakieś 'smakołyki'. Anetko - Ty wiesz :*


I to by było na tyle jeśli chodzi o moje sierpniowe nowości.
Teraz tak jak wspominałam czekam na dość dużą pakę z kosmetykami a potem mówię sobie pas.
I będę podziwiać Wasze zakupy.

Miłego dnia!
Natalia


LinkinWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...