wtorek, 30 kwietnia 2013

PROJEKT DENKO - KWIECIEŃ 2013

Żebyście nie myślały, że mam coś z głową i ciągle kupuję coś nowego - dzisiaj przychodzę do Was z kwietniowymi zużyciami. Po ostatnich 2 sporych denkach myślałam, że to będzie raczej ubogie w zużyte produkty, natomiast okazało się, że jest jeszcze większe od poprzednich. Sama się zastanawiam jakim cudem w mojej torbie znalazło się tyle pustych opakowań.


W kwietniu udało mi się zużyć 23 produkty. Zapraszam więc na fotorelację i krótki opis ;) 


Original Source Bath Foam. Płyn do kąpieli olejek pomarańczowy i imbir.
Kupiłam go w promocji za 3,99 PLN/500 ml i spodobał mi się na tyle, że dokupiłam drugą butelkę o tym samym zapachu. Pachnie pięknie, połączenie pomarańczy z imbirem jest wręcz fantastyczne. Do tego wszystkiego dobrze się pieni. Wydajny zbytnio nie był, bo starczył mi na 4 kąpiele ale ze względu na zapach i cenę przymykam oko na wydajność.

Bielenda Azja Spa. Dwufazowy olejek do kąpieli imbir & kardamon.
 Kupiony któregoś razu podczas akcji kosmetycznej w Biedronce. Piękny zapach, dobrze się pienił i umilał mi czas podczas wieczornych, zimowych kąpieli. Skóry oczywiście nie nawilżał, ale także jej nie wysuszył. Mam ochotę na więcej zapachów z tej serii.

Yves Rocher Botanical Scrub. Roślinny peeling do ciała z pudrem z pestek moreli.
Pisałam o nim tutaj -> klik. Do bardzo mocnych zdzieraków ten produkt nie należy, aczkolwiek zostawia skórę miłą i przyjemną w dotyku. W użyciu mam drugie opakowanie.


Ziaja Intima. Kremowy płyn do higieny intymnej z kwasem laktobionowym.
Płyny do higieny intymnej z Ziaji należą do moich ulubieńców. Zdarzyło mi się je kiedyś kilka razy zdradzić, ale zawsze wracam do nich z podkulonym ogonem. Wypróbowałam chyba już wszystkie możliwe wersje i najczęściej wracam do tych kremowych. Delikatnie myją, dobrze odświeżają i nie podrażniają. Do tego wszystkiego są tanie.


Bath & Body Works Tripple Moisture Body Cream Warm Vanilla Sugar.
Krem do ciała potrójnie nawilżający.
 Uwielbiam te kremy do ciała! Rewelacyjnie nawilżają ciało, pięknie rozprowadzają się na skórze i błyskawicznie wchłaniają. Ten konkretny produkt pachnie wanilią połączoną z drzewem sandałowym, dzięki czemu zapach nie jest zbyt słodki czy mdły. Do szerszej recenzji odsyłam Was tutaj -> klik. W zapasie mam jeszcze dwa kremy do ciała o innych zapachach, a do tego kiedyś na pewno wrócę.

Cztery Pory Roku. Masło do twarzy i ciała melon & masło awokado.
 Bardzo tani aczkolwiek dobry kosmetyk do smarowania ciała i do tego wszystkiego nasz polski! Dobrze nawilża, dosyć szybko się wchłania i autentycznie pachnie melonem - prawdziwym, nie chemicznym. Jeśli chcecie poczytać coś więcej na jego temat to zapraszam tutaj -> klik.

Nivea Douche Body Milk. Mleczko pod prysznic do ciała.
Jest to produkt, który polubiłam od pierwszego użycia. Pachnie tak samo jak normalne mleczko do ciała Nivea. Skóra po nim jest gładka i miękka a po jego użyciu można od razu się ubrać. O nim już było -> klik Szkoda, że w Polsce nie jest dostępny, aczkolwiek Zanka mnie wyposażyła w jeszcze jedną butelkę tego mleczka i 2 butelki balsamu, z którego akurat zadowolona niestety zbytnio nie jestem.


Alverde Flüssigseife Mandel Karamell. Mydło do rąk w płynie karmelowo-migdałowe.
 Początkowo nie byłam z niego zadowolona bo praktycznie w ogóle się nie pieni, ale potem przyzwyczaiłam się do takiej formy produktu i to mydło polubiłam. Dobrze oczyszcza ręce z brudu, dosyć przyjemnie pachnie a skóra dłoni po jego użyciu jest gładka i miła w dotyku. Kupiłam następne opakowanie, ale o zapachu ogórkowo-aloesowym.

L'Occitane Dry Skin Hand Creme 20% Shea Butter. Krem do rąk z masłem shea.
Jeden z dwóch moich ulubionych kremów do rąk, który pomógł mi uporać się z wiecznie suchymi dłońmi (klik). Przyjemnie pachnie, w przypadku moich dłoni szybko się wchłaniał i nie pozostawiał tłustej warstwy. Kupiłam pełnowymiarowe opakowanie, bo w chwili obecnej nie wyobrażam sobie jego braku w moim domu.

Balea Med pH Hautneutral Handcreme. Krem do rąk z alantoiną i olejkiem jojoba do suchych i zniszczonych dłoni.
 To drugi z moich ulubieńców, który także doprowadził moje dłonie do normalnego stanu -> klik. Po jego użyciu skóra dłoni była dobrze nawilżona i efekt ten utrzymywał się całkiem długo. Nie wszystkim jednak będzie on odpowiadał ponieważ pozostawia na rękach wyczuwalną aczkolwiek nietłustą warstwę. Mam jeszcze 2 opakowania tego kremu i zużyję jak tylko problem suchych dłoni powróci.


Alverde Pflege Spülung. Odżywka do włosów z hibiskusem i aloesem.
 O tym produkcie była oddzielna recenzja -> klik. Moje włosy bardzo polubiły się z tą odżywką. Ma bardzo przyjemny zapach, dobrze rozprowadza się na włosach a po jej spłukaniu są one gładki i miękkie w dotyku. No i rzecz jasna ułatwia rozczesywanie włosów. Mam jeszcze jedno opakowanie tego produktu i jeśli będziecie miały możliwość to polecam wypróbować.

Batiste Dry Shampoo. Suchy szampon do włosów.
To wersja 50 ml, miniaturowa. Starczyła mi jednak na kilka użyć i muszę powiedzieć, że jest to jedyny suchy szampon, po którym moje włosy były faktycznie odświeżone. Ponadto ma przyjemny, nieduszący zapach. Na pewno skuszę się na pełnowymiarowe opakowania tych produktów.


Bourjois Micellar Cleansing Water. Woda micelarna do demakijażu twarzy i oczu.
Z tym produktem na pewno już się nie spotkam. Do oczu się nie nadawał bo bardzo mi je podrażniał, a z kolei skórę twarzy mi zapychał. Całkiem niedawno o nim pisałam -> klik. Jeśli chodzi o samo zmywanie makijażu to nie mam mu nic do zarzucenia.

Bioderma Sensibio H2O Solution Micellaire. Płyn micelarny do skóry wrażliwej.
Mój ulubieniec od kilku lat. Używam go przede wszystkim do demakijażu oczu i spisuje się znakomicie: nie podrażnia, nic mnie nie szczypie i zmywa dosłownie wszystko w tempie ekspresowym. Dla mnie w tej kategorii nie ma lepszego produktu. Na półce stoi kolejna buteleczka.
 
Douglas Gentle Eye Make-Up Remover. Delikatny płyn do demakijażu oczu.
Będąc w Douglasie po lakier do paznokci, kupiłam na próbę 50 ml wersję tego płynu, ponieważ ekspedientka wyjątkowo go zachwalała. I faktycznie - jeśli chodzi o demakijaż oczu to płyn ten radzi sobie bardzo dobrze (wodoodpornych kosmetyków nie używam więc nie sprawdzałam). Dodatkowo też nie podrażnił moich wrażliwych oczu, za co ma ode mnie dużego plusa. Zostawia jednak przez chwilę tłustą warstwę a czasami miałam wrażenie mgły na oczach. Za cenę pełnowymiarowego produktu wolę kupić Biodermę.

Pharmaceris N. Krem nawilżająco-wzmacniający do twarzy.
 Dosyć lekki krem do twarzy, który dobrze nawilża cerę mieszaną, szybko się wchłania i nadaje się pod makijaż. Na naczynka żadnego wpływu niestety nie zauważyłam. Producent zapewnia, że nadaje się on do cery odwodnionej a wg mnie dla takiej cery będzie zbyt słaby. Więcej o nim możecie poczytać tutaj.


Artdeco Eyeshadow Base. Baza pod cienie do powiek.
 Bardzo doba baza pod cienie do powiek. Miałam ją ponad 2 lata i używałam praktycznie codziennie, przez co teraz nie wyobrażam sobie mojego makijażu oka bez użycia bazy. Dzięki niej cienie trzymały się na mojej powiece od rana do wieczora. Pod koniec używania trochę wyschła i ciężko ją było wydobyć. Na pewno kupię ją ponownie.


Infinity Oil Blotting Paper. Bibułki matujące.
 Moimi ulubionymi chusteczkami matującymi są te z Inglota. Po te tańsze sięgam po to, żeby zmatowić buzię przed nałożeniem podkładu bądź po nałożeniu pudru, jeśli nałoży mi się go zbyt wiele. I muszę powiedzieć, że te chusteczki w tym celu spisały się bardzo dobrze. Dostępne są w drogerii Natura.

Wibo Oil Absorbing Sheets. Chusteczki matujące.
Kupiłam je w takim samym celu co poprzednie, czyli, żeby zmatowić twarz przed nałożeniem podkładu. Zdecydowanie bardziej wolę do tego celu te z Infinity, bo te z Wibo są takie sobie. Zdarzało mi się, że podczas używania chusteczka się przedzierała, no i jakoś dosyć szybko się skończyły. Mam jeszcze jedno opakowanie, które zużyję ale czy do nich wrócę to nie wiem.

 
Avon. Woda perfumowana Treselle.
To już moja druga buteleczka tych perfum, miałam je chyba z 2 lata, ponieważ najczęściej używam ich jesienią i zimą. Ponieważ nie potrafię opisywać zapachów perfum więc nie będę się kompromitować, przytoczę Wam tylko jakie nuty składają się na ten perfumy: nuta głowy: pieprz, lukrecja; nuta serca:
tuberoza, lotos, róża  i nuta bazy: piżmo, irys, orchidea. Od siebie dodam tylko tyle, że zapach ten to mój ulubieniec wśród Avonowych pachnideł.

Garnier Mineral InvisiCalm Pos-Depilation. Antyperspirant.
Jest to dezodorant, który ma chronić przed białymi śladami na ubraniach a także łagodzić po depilacji. Białych śladów na ubraniach nie zauważyłam a po depilacji faktycznie nic mnie nie swędziało ani nie piekło więc mogę powiedzieć, że wywiązywał się ze swojej roli. Dodatkowo dobrze chroni przed potem i przyjemnie pachnie. Antyperspiranty z tej firmy to ostatnio moi ulubieńcy.


Prokudent Med. Płyn do płukania jamy ustnej.
Ogólnie rzecz biorąc, lubię te płyny do płukania jamy ustnej. Są tanie, nie mają ostrego smaku a jednocześnie dobrze odświeżają oddech. Czy chronią płytkę nazębną przed kamieniem tego nie wiem, bo z tym od zawsze miałam problem i w tym pomaga mi dentysta.
 
Colgate Max White One Fresh. Pasta do zębów.
Pasta jak pasta: dobrze myła zęby, nie była zbyt ostra i miała przyjemny smak i zapach. Efektu wybielania niestety nie zauważyłam.

 
Dairy Fun Bath Salt. Sól do kąpieli o zapachu karmelowego jabłka.
Dostałam ją w paczuszcze wielkanocnej od Zanki. Niestety po kąpieli w tym produkcie na mojej skórze pojawiła się mocno swędząca wysypka, dlatego też po ten produkt więcej nie sięgnę. No i zapach mało wyczuwalny, po chwili zanikał i miałam wrażenie jakbym kąpała się w czystej wodzie.

Laura Conti Foot Care. Regenerująca i pielęgnująca maska do stóp.
Kupiłam ją razem z maską do dłoni będąc ostatnimi czasy w Rossmannie i żałuję, że kupiłam tylko 1 sztukę. Po jej użyciu na noc wraz z bawełnianymi skarpetkami rano obudziłam się z gładkimi, dobrze nawilżonymi stopami. Podczas następnej wizyty w Rossmannie na pewno kupię kilka sztuk tego produktu. Maseczka ta zawiera m.in. lawendę, olejek z ogórecznika i drzewa herbacianego, allantoinę i panthenol.

Ziaja. Maska oczyszczająca z glinką szarą.
Wielokrotnie pisałam już, że maseczki z tej firmy bardzo lubię, bo są tanie i dobre. Ta oczyszczająca sprawia, że buzia przez jakąś chwilę mi się nie świeci a dodatkowo jest miła i gładka w dotyku.
 
Dr Van Der Hoog. Maseczka liftingująca do twarzy.
W te maseczki także zaopatruje mnie Zanka, której bardzo dziękuję. Przetestowałam już różne wersje tych maseczek i muszę powiedzieć, że moja skóra twarzy się z nimi polubiła. Po użyciu tej konkretnej nie zauważyłam napięcia czy ujędrnienia skóry, natomiast buzia była gładka i mięciutka. A że ja jeszcze liftingu nie potrzebuję to przymykam na to oko ;)

 
Alouette. Suche ręczniki do twarzy.
Co to dużo mówić: uwielbiam! Są mięciutkie i delikatne, nie podrażniają w żaden sposób twarzy. Występują w każdym moim denku.
 
Carea. Płatki kosmetyczne wersja fioletowa.
Kupiłam jakiś czas temu w Biedronce dwa 3-paki tych płatków. Wcześniej używałam wersji niebieskiej i zielonej ale ta z całej trójki wydaje mi się najlepsza (choć dwie pozostałe także bardzo lubię). Płatki te są delikatne i przede wszystkim się nie rozwarstwiają. Kupuję na okrągło i póki będą tak dobre jak dotychczas - będę kupować nadal.
 
Lilibe Maxi Wattepads. Płatki kosmetyczne maxi.
Używam ich do demakijażu twarzy, bo nie chce mi się używać kilku mniejszych płatków. Nie mam im nic do zarzucenia. Występują praktycznie w każdym moim denku. Kupię ponownie.
 
To by było na tyle jeśli chodzi o moje zużycia.
Mam nadzieję, że wytrwałyście do końca.
Jestem bardzo ciekawa Waszych zużyć i z chęcią pooglądam i poczytam Wasze notki denkowe na blogach :)


poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Zakupowe podsumowanie kwietnia, czyli co nowego mi przybyło :)

Jak być może zauważyłyście - w kwietniu nie opublikowałam żadnej notki zakupowej prócz tej z lakierami z firmy p2 (klik!). Postanowiłam, że nie będę wstawiać notek zakupowych od razu jak coś kupię tylko będę to robić na koniec każdego miesiąca,  poświęcając tym samym więcej czasu na recenzje czy swatche produktów.

Na początek chciałam Wam pokazać, co w kwietniu trafiło w moje ręce z DM'ów. 


Balea. Edycja limitowana - lato 2013.
Przyznaję się bez bicia, że nie mogłam obok tej limitki przejść obojętnie. Te kolorowe opakowania i warianty zapachowe sprawiły, że zapragnęłam mieć je wszystkie. I takim oto sposobem trafiły w moje łapki. Muszę powiedzieć, że naprawdę wszystkie warianty zapachowe przypadły mi do gustu więc nie żałuję ani jednego kupionego produktu. Zresztą ceny są niskie więc gdyby coś mi nie podpasowało to oddałabym dalej ;)


Treaclemoon Duschcreme My Coconut Island. 
Całkiem niedawno o miniaturce tego żelu pod prysznic pisała Jamapi oraz Sroczka. Są 3 warianty zapachowe, ja zdecydowałam się na kokos i nie żałuję, bo tak dobrze odzwierciedlonego zapachu kokosa nie spotkałam dotąd w żadnym kosmetyku. Pachnie niebiańsko! Za 500 ml butlę zapłaciłam 3,95€.

Balea Bodycreme Sunny Peach. Brzoskwiniowy krem do ciała.
 Z tej firmy bardzo sobie cenię kosmetyki do oczyszczania i pielęgnacji ciała. Miałam już kokosowy krem do ciała, w szafce czeka na mnie także wersja z masłem shea i olejkiem arganowym, ale obok brzoskwiniowej propozycji nie mogłam przejść obojętnie. Kremy te dobrze spisują się na moim ciele nie tylko latem ale i jesienią. Koszt to ok. 2 €/500 ml

Balea Beruhigende Hautcreme. Krem łagodzący po depilacji.
To moje drugie opakowanie. Kupiłam na zapas w razie gdyby pierwsze dobiło dna. Odkąd zaczęłam go używać to nie wyobrażam sobie jego braku w mojej łazience, ale o tym będzie szerzej za jakiś czas. Jego cena to coś koło 2,5 €/125 ml.


Balea Med pH Hautneutral Handcreme. Krem do rąk do skóry zniszczonej i suchej.
Braku tego produkt również sobie nie wyobrażam, dlatego też postanowiłam kupić 2 tubki na zapas. O tym jak pomógł uporać mi się z suchą skórą dłoni pisałam już tutaj Koszt 75 ml tubki tego cuda to ok. 1,65 €.

Alverde Flüssigseife Gurke Aloe Vera. Mydło do rąk z ogórkiem i aloesem.
 Do tej pory z Alverde miałam mydło karmelowe i dobrze je wspominam, ponieważ nie wysuszyło moich dłoni a dobrze je domywało - na jego temat na pewno będzie osobna notka. To mydło do rąk jest chyba nowością, ale jeśli będzie tak samo dobre jak jego poprzednik to będę zadowolona. Za 300 ml butelkę zapłacić trzeba 1,35 €.

Alterra Handpeeling Orange. Edycja limitowana.
Ten produkt trafił do mnie przypadkowo. Po jego opisie na blogu Toni jakoś nie mogę się zabrać do jego używania, ale oczywiście w końcu to zrobię bo zużywam wszystko co wpadnie w moje ręce. Niestety ceny Wam nie podam bo nie pamiętam.


 Alverde Sensitiv Reinigungsschaum. Pianka do mycia twarzy do skóry wrażliwej.
O tej piance czytałam sporo dobrego na różnych blogach wiec postanowiłam ją wypróbować, tym bardziej, że ponoć jest wycofywana. A szkoda, bo muszę powiedzieć, że jest to naprawdę porządna pianka. Najpierw wycofali moją ulubioną emulsję do mycia twarzy z nagietkiem a teraz tę piankę wyprzedają, jak pech to pech... Jej cena to coś koło 2,45€.

Balea Augen Make-Up Entferner. Płyn do demakijażu oczu.
Po nieudanych doświadczeniach z płynem dwufazowym tej firmy postanowiłam wypróbować płyn jednofazowy.  Niestety jego przygoda skończyła się szybciej niż zaczęła ponieważ tak samo jak jego poprzednik podrażniał mi  strasznie oczy. W spadku dostała go moja siostra.

p2 Ultra Intense Hand Butter. Masło do rąk z masłem shea i olejkiem z pestek słonecznika.
 Z tej serii mam maskę do rąk na noc i jestem bardzo z niej zadowolona więc postanowiłam przetestować coś jeszcze. Ten produkt bardzo polecała w swoich filmikach Szavka :) Jego cena to coś koło 2 €/100 ml.


Alverde Mineral Make-Up Base Gel. Baza mineralna pod makijaż.
Jest już oczywiście w fazie testów. Jak przebiegły - na pewno zdam Wam relację w oddzielnej notce. Za 30 ml produkt musimy zapłacić 3,45 €.

p2 Perfect Lips! Mood Balm. Balsam do ust.
    Jest to co prawda balsam do ust, który zabarwia je na kolor różowy, ale ponieważ takich produktów nie posiadam, to postanowiłam go przygarnąć ;) Z chęcią zobaczę czy w parze z ładnym kolorem będzie szło dobre nawilżenie. 3g balsam to koszt ok. 2,95 €.

Alverde Lippenbalsam. Balsam do ust.
Kupiłam go ze względu na dobry skład, ponieważ zawiera on organiczne masło shea, organiczne masło z nasion mango, wosk pszczeli oraz jojobę. Z chęcią zobaczę jak będzie się spisywał na ustach, kiedy będą one w słabej kondycji. Jego koszt to 2,45 €.

Alverde Transparentes Augenbrauengel. Transparentny żel do brwi.
Tego typu wynalazków jeszcze nie stosowałam a że od długiego czasu chodził za mną żel do brwi to padło akurat na taki. Ma on z jednej strony wygodny grzebyczek do rozczesywania a z drugiej szczoteczkę taką jak przy maskarach. Stosuję go od jakiś 2 tygodni, ale więcej o nim napiszę w oddzielnej notce. Cena to coś koło 4 € ale nie chcę Was w błąd wprowadzić bo akurat ceny tego produktu zbyt dobrze nie pamiętam.

p2 Bamboo Peeling Pen. Żelo-peeling do skórek w pisaku.
 Mimo tego, że posiadam żel do skórek SH, z którego jestem bardzo zadowolona to postanowiłam nabyć coś, co będę mogła zabierać ze sobą i nie będzie mi zajmować zbyt wiele miejsca. Używałam już go dwukrotnie bo ciekawość zwyciężyła i jestem bardzo zadowolona z tego wynalazku. Cena to ok. 2,75€.

Alverde Over Night Coffein Serum. Serum do rzęs na noc.
Stosuję je od około 2 tygodni, dlatego też o jego działaniu wypowiem się nieco później. Lubiłam odżywkę do rzęs z Alverde Lash Repair, która została wycofana i mam nadzieję, że ten produkt będzie równie dobry. Jego cena to coś ok. 3,95 €.


Babylove Mildes Shampoo. Szampon dla dzieci z rumiankiem.
Stosuję go zarówno do mycia głowy mojego dziecka jak i do mycia pędzli. W jednym i drugim przypadku spisuje się rewelacyjnie. Niestety ceny nie pamiętam.

Balea Proffesional. Tiefenreinigung Shampoo. Szampon głęboko oczyszczający.
Kupiłam go jak sama nazwa wskazuje w celu mocniejszego oczyszczenia włosów i muszę przyznać, że naprawdę po użyciu tego szamponu moje włosy dosłownie aż skrzypią. Używam go raz w tygodniu, częściej póki co nie próbowałam. Cena: 1,45 €/200 ml.


Alverde Repair Haarbutter. Masło do włosów z masłem shea i awokado.
O tym produkcie czytałam zarówno pozytywne jak i negatywne opinie dlatego też postanowiłam go przetestować na własnej skórze, a w tym przypadku konkretnie na moich włosach. Tonia mi podpowiada, że masełko to kosztuje 3,45€ ;)

To by było na tyle jeśli chodzi o drogerie DM. Kolejnym odwiedzonym przeze mnie miejscem w kwietniu było stoisko Golden Rose.


Perfect Shine Lipstick nr 205. Pomadka do ust.
Zobaczyłam ją na filmikach u Callmeblondieee i wiedziałam, że muszę ją mieć. Miałam spory problem z jej kupieniem, ponieważ nawet na stoiskach nie była ona dostępna, w sklepie internetowym również. Poprosiłam jednak Panią ze stoiska aby mi ją zamówiła i w ten sposób udało mi się ją zdobyć. Zapłaciłam za nią 14 PLN. Trochę przepłaciłam, no ale trudno.

Nail Lacquer With Protein. Lakier do paznokci z proteinami jedwabiu nr 285.
Za lakierami do paznokci z tej firmy nie przepadam, aczkolwiek ten kolor mnie urzekł do tego stopnia że wylądował w moim koszyczku. Jego cena to coś koło 6 PLN. Jak będzie się spisywał na paznokciach to się dopiero okaże.
  
Quick Dry Top Coat. Wysuszacz do lakieru.
Takiego badziewia to ja dawno już nie miałam. Niby można go po minucie nałożyć na lakier a jak tylko go nakładam to rozmazuje i niszczy manicure. Cena tego produktu to 12 PLN.

Kolejne aczkolwiek niewielkie zakupy poczyniłam w Inglocie, Naturze, Rossmannie oraz Biedronce.


Inglot. Chusteczki matujące do twarzy.
Ulubione od wielu miesięcy. Kupuję je na okrągło, jak tylko widzę, że zostało mi ich niewiele to udaję się do Inglota. Rewelacyjnie ściągają z twarzy nadmiar sebum nie uszkadzając przy tym makijażu, a jedna chusteczka w zupełności mi wystarcza do odświeżenia całej buzi. Ich cena to 19 PLN/50 szt.

Essence Silky Touch Blush. Róż do policzków 020 babydoll.
Na róż w tym konkretnym odcieniu polowałam już od długiego czasu jednak nie mogłam go nigdzie dostać. Ostatnio będąc w Naturze po żel dla męża wypatrzyłam ostatnią sztukę tego różu i od razu wrzuciłam do koszyczka. Od tamtej pory codziennie gości na mojej twarzy. 5g produktu to koszt 10,99 PLN.

Liliputz. Nawilżane chusteczki dla dzieci.
Kupiłam je bo potrzebowałam czegoś do czyszczenia dziecięcych rączek na spacerach a te chusteczki nie zajmują zbyt wiele miejsca w torebce.  Zapłaciłam za 20 szt ponad 4 PLN i potem żałowałam bo dorwałam równie fajne chusteczki w Lidlu za 0,99 PLN.

Facelle. Chusteczki do higieny intymnej.
Przyznam szczerze, że do tej pory tego typu produktów nie używałam, ale ciekawość wzięła górę i postanowiłam przetestować również coś takiego. A że były jeszcze na promocji to żal było nie wziąć.

Himalaya Herbals Ayurvedic Dental Cream. Pasta do zębów z naturalnym fluorem.
Na promocji cena za 2 szt. wynosiła 11 zł, szkoda było nie kupić, tym bardziej, że na wielu blogach o tej paście pojawiły się dobre opinie. Aktualnie jej używam bo moja poprzednia pasta wylądowała w torbie z kosmetykami zdenkowanymi.
  
Alouette Einmal-Waschlappen. Suche chusteczki do twarzy.
Kupuję je na okrągło bo bardzo je lubię. Są naprawdę delikatne i nie podrażniają w żaden sposób twarzy. Możecie je zresztą zobaczyć w każdym moim denku. Ich cena to 5 PLN/30 szt.

Intimea. Chusteczki do higieny intymnej.
Kupiłam, bo bardzo zachwalała je na swoim blogu 77gerda. Tak jak pisałam przy poprzednich chusteczkach rossmannowych - dla mnie tego typu produkty to nowości. Ich cena to 3,69 PLN/20 szt.

Dawno nie kupowałam żadnych produktów z katalogów, a że jestem konsultantką i Avon i Ori to postanowiłam kupić kilka rzeczy z Avonu, żeby sprawdzić, czy kosmetyki się trochę poprawiły.


Avon Senses Citrus Burst. Żel pod prysznic o zapachu cytrusów.
 Przyznałam się już kiedyś, że jestem żelomaniaczką i to się nie zmieniło. Zresztą latem żele zużywam dużo szybciej więc nic się nie zmarnuje. Żeli z Avonu nie miałam już z dobre 3 lata, wspominam je jednak bardzo dobrze dlatego też skusiłam się na nową propozycję marki. W ofercie dla konsultantów za 250 ml żel zapłaciłam niecałe 4 PLN.

Avon City Rush. Woda perfumowana.
Bardzo lubię zapachy z Avonu i je kupuję stale. Na promocjach ceny nie są wysokie a wody perfumowana utrzymują się dosyć długo. Na promocji za ten perfum zapłaciłam 54 PLN/50 ml.

Avon Eye Shadow Primer. Baza pod cienie do powiek.
Moja ulubiona baza z ArtDeco się niestety już skończyła, baza z Grashi mi nie podpasowała więc postanowiłam sięgnąć po propozycję marki Avon. Baza ta cieszy się dosyć dobrymi opiniami i ja również mogę śmiało powiedzieć, że jestem z niej zadowolona. Zapłaciłam za nią całe 9,90 PLN :)
   
Avon Dry Ends Serum. Serum na zniszczone końcówki włosów.
To moje któreś już opakowanie tego produktu. Zawsze robię sobie od niego przerwę a potem do niego wracam. To jeden z moich ulubionych produktów z Avonu (a zbyt wielu ich nie ma), który w końcu musi doczekać się swojej recenzji. Na promocji zapłaciłam  za ten produkt ok. 12 PLN/30 ml.
 
Ostatnie kosmetyczne zakupy poczyniłam w Yves Rocher. Kupiłam tak jednak tylko jeden produkt.


Yves Rocher Cold Weather Balm Enriched With Shea. Balsam ochronny do rąk na zimę z masłem shea.
Jesienią i zimą moje dłonie zazwyczaj są w opłakanym stanie. Znalazłam co prawda kremy idealne dla moich dłoni, ale nie byłabym sobą gdybym nie sięgnęła po inne produkty. Kto wie, może jeszcze jakiegoś ulubieńca znajdę? To masełko kupiłam z 30% rabatem i zapłaciłam 22 PLN/30 ml.

Yves Rocher Olive Oil Showe Gel. Oliwkowy żel pod prysznic.
Dostałam go gratis do zakupu w sklepie stacjonarnym. Jako stały klient YR co miesiąc dostaję do domu ulotki, gdzie zawsze są zniżki na produkty w sklepie stacjonarnym oraz jest pokazany prezent jaki się otrzymuje przy zakupach. Mogłam wybrać sobie zapach, padło na oliwkę.

To by było na tyle jeśli chodzi o zakupy kosmetyczne.
Z niekosmetycznych rzeczy kupiłam sobie kapsułki do kawy oraz portfel.



Każde opakowanie kapsułek kosztowało mnie 19,90 PLN. Gratisowo dostałam szklanki :)


I ostatnia rzecz czyli portfelz firmy Nici.


Tak wiem, prawie 30 na karku a portfel jak dla nastolatki ;) Powiem Wam szczerze, że mam straszny sentyment do produktów tej marki, a portfel z tej serii miałam kilka lat temu i wspomnienia z nim są cudowne. Dlatego też będąc ostatnio na zakupach i przechodząc obok sklepu NICI nie mogłam do niego nie wejść. Wspomnienia wzięły górę i wyszłam z portfelem, który od razu wylądował w mojej torebce. Za to cudeńko zapłaciłam ok. 40 PLN.

To by było na tyle, jeśli chodzi o moje kwietniowe nowości.
Przyznam szczerze, że tego posta pisałam strasznie długo. Następnym razem będę takie posty pisać częściami.

Mam nadzieję, że dotrwałyście do końca.

Miłego poniedziałku Wam życzę a co poniektórym już miłej majówki ;)


sobota, 27 kwietnia 2013

Miętę, czuję miętę... p2 Volume Gloss - 130 fresh sister :)

Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną notką lakierową. Miała ona jeszcze trochę poczekać, ale ponieważ bardzo polubiłam się z nowymi lakierami z p2 to jakoś musiałam Wam pokazać lakier do paznokci Volume Gloss gel look polish o nr 130 i nazwie fresh sister. 


Bardzo obawiałam się w tych lakierach tego grubego pędzelka ponieważ osobiście wolę cieńsze. Moje obawy na szczęście okazały się kompletnie bezpodstawne. Pędzelek bardzo dobrze rozprowadza lakier na płytce paznokcia, można by rzec że rewelacyjnie, nie zalewając przy tym skórek. Konsystencja lakieru jest idealna: ani zbyt rzadka ani zbyt gęsta i dwie warstwy w zupełności wystarczają do pełnego krycia. Jeśli chodzi o trwałość to u mnie po 5 (!) dniach noszenia starte były tylko końcówki, coś niesamowitego jeśli chodzi o moje paznokcie.

Na paznokcie nałożyłam warstwę odżywki Essie Rock Solid, dwie warstwy lakieru z p2 oraz top coat Essece Better Than Gel Nails.

 Niestety mój aparat nie chciał dobrze odzwierciedlić koloru tego lakieru. W rzeczywistości jest to piękna mięta.







Żelowa seria z p2 przypadła mi jeszcze bardziej do gustu niż seria piaskowa, choć oczywiście piaskową serię także lubię. A ten kolor to mój zdecydowany faworyt :)

A Wam widzi się taki kolor czy nie bardzo?


czwartek, 25 kwietnia 2013

Cztery Pory Roku - Maslo do twarzy i ciała 'melon & masło awokado'

O tym, że masła do ciała uwielbiam pisałam już wielokrotnie. Jest ich dość spory wybór na półkach w drogeriach jak i u naszych niemieckich sąsiadów więc często sięgam po inne wersje zapachowe lub inne firmy. O istnieniu maseł z firmy Cztery Pory Roku dowiedziałam się przez przypadek, dostając dwa warianty zapachowe w prezencie od teściowej. Dziś chciałabym Wam przybliżyć masło do twarzy i ciała o zapachu melona i masła awokado.


OD PRODUCENTA

Masło do twarzy i ciała o bogatej, kremowej konsystencji. Intensywnie nawilża, natłuszcza i regeneruje skórę. Zawiera naturalne oleje i masła o działaniu nawilżającym, zmiękczającym i pielęgnacyjnym. Przeznaczone do codziennej pielęgnacji każdego rodzaju skóry, nawet bardzo suchej.
 
Składniki aktywne:
# Masło shea i awokado - intensywnie nawilżają i odżywiają
# Ojelki awokado i oliwkowy - zapobiegają utracie wilgoci, doskonale zmiękczają.

Sposób użycia: delikatnie wmasować w skórę.

Produkt przebadany dermatologicznie.

SKŁAD
 
 
MOJA OPINIA O PRODUKCIE
 
Opakowanie: masło do twarzy i ciała tak jak większość maseł znajduje się w okrągłym, plastikowym, odkręcanym opakowaniu. Bardzo lubię tego typu opakowania, ponieważ bez żadnego problemu można produkt wydobyć do samego końca. Okrągłe pudełeczko jest dosyć kolorowe i "wesołe" - wizualnie bardzo mi się podoba. Dodatkowo kosmetyk ten został zabezpieczony srebrną folią więc mamy pewność, że nikt w masło nie wkładał swoich palców.



Konsystencja: bardziej przypomina mi krem do ciała aniżeli masło, aczkolwiek dobrze się rozprowadza na ciele i dobrze wchłania. Masło ma jasny, zielony kolor.
 

Zapach: cudowny! W tym maśle do twarzy i ciała naprawdę wyczuwam melona i to takiego prawdziwego a nie chemicznego. Zapach jest świeży i bardzo przyjemny. Nawet mojemu mężowi, który wiecznie mówi, że wszystkie moje kosmetyki śmierdzą (co u niego jest normalne) zapach ten bardzo się spodobał.

Wydajność: mimo swojej niewielkiej pojemności wystarczył mi na jakieś dwa tygodnie używania.

Działanie: byłam trochę nieufna w stosunku do tego produktu, ale ponieważ ważny był on do września 2013 r. a ja nie lubię wyrzucać kosmetyków to postanowiłam go zużyć. I byłam bardzo zła, że nie sięgnęłam po niego wcześniej bo jest to produkt naprawdę godny uwagi. Skóra na moim ciele jest normalna, bardzo rzadko ulega przesuszeniom - mimo to jesienią i zimą sięgam po masła do ciała, tak zapobiegawczo. Masło do twarzy i ciała dobrze rozprowadza się na ciele, nie tworząc żadnych smug oraz się nie rolując - jednym słowem gładko po niej sunie. Dosyć szybko się wchłania nie pozostawiając po sobie tłustej warstwy i bardzo dobrze nawilża skórę. Od jednej kąpieli do drugiej (a ja zazwyczaj kąpię się raz dziennie) ciało było gładkie i miłe w dotyku. Dodatkowo ten cudowny zapach jeszcze przez jakiś czas po posmarowaniu utrzymywał się na ciele więc siedziałam i od czasu do czasu wąchałam swoje ręce :P Zużyłam go z wielką przyjemnością do samego końca.

Podsumowanie: jest to naprawdę dobrze nawilżający i pięknie pachnący produkt naszej rodzimej marki. Do tego wszystkiego jest tani a do wyboru, z tego co teściowa mi mówiła były 3 zapachy. Drugi o zapachu pomarańczy & mango czeka na swoją kolej i z przyjemnością zużyję go jesienią bo wydaje mi się, że na wiosnę/lato może on być za ciężki.

- pojemność: 150 ml
- cena: ok. 5 zł
- dostępność: Auchan



wtorek, 23 kwietnia 2013

NOTD: p2 Sand Style 030 Seductive

Ostatnio pokazywałam Wam jeden z 4 posiadanych przeze mnie lakierów piaskowych z firmy p2 (klik!). Dzisiaj przyszła kolej na drugi z nich czyli p2 Sand Style o nazwie 030 Seductive.


Tak jak i jego brat (czy siostra ;)) - tak i ten lakier bardzo dobrze się nakłada. Wszystkie właściwości ma takie same jak opisywany przeze mnie lakier w zeszłym tygodniu, czyli: ma dosyć cienki pędzelek, konsystencję rzadszą od lakierów p2 z serii Color Victim, ale nie zalewa skórek i 2 warstwy wystarczają do pełnego krycia. Na moich paznokciach, podobnie jak jego poprzednik przetrwał 3 dni i 3 dnia pojawiły się na moich paznokciach odpryski.

Na paznokcie nałożyłam warstwę bazy Essie Rock Solid oraz dwie warstwy lakieru p2. Niestety zdjęcia nie oddają całego uroku tego lakieru, ponieważ za oknem było szaro-buro więc i zdjęcia są średnie. 





I jak? Podoba Wam się efekt, jaki tworzy ten lakier na paznokciu?
Czy bardziej podobał się Wam jego poprzednik?


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Yves Rocher - Roślinny peeling do ciała z pudrem z pestek moreli


Jak już niejednokrotnie pisałam, jestem peelingowym leniem. Nie lubię robić peelingów, natomiast lubię efekt gładkiej i miłej w dotyku skóry już po jego zrobieniu. W związku z tym mobilizuję się i raz
w tygodniu sięgam po peelingi do ciała. Najczęściej wybieram te mocniej zdzierające i drapiące, jednak po te lżejsze także czasami sięgam, wszystko zależy od mojego nastroju. Roślinny peeling do ciała
z firmy Yves Rocher wpadł mi w ręce dość niespodziewanie, podczas jednej
z wizyt w sklepie stacjonarnym. A że był za połowę ceny to postanowiłam go wypróbować.

OD PRODUCENTA
 Aby perfekcyjnie oczyścić skórę ciała, naukowcy z laboratorium Yves Rocher wyselekcjonowali puder
z pestek moreli, które doskonale usuwają martwe komórki naskórka, olejek eteryczny z saro
o właściwościach oczyszczających oraz sok z agawy o działaniu nawilżającym.

Stosowanie: Pod prysznicem, dokładnie wymasuj ciało peelingiem i spłucz wodą. Stosuj 1-2 razy
w tygodniu. Peeling jest pierwszym etapem pielęgnacji  ciała.

Testowany pod kontrolą dermatologiczną.

Składniki pochodzenia roślinnego: puder z pestki moreli, sok z agawy, puder z pestki migdała i olej
z sezamu z upraw biologicznych, olejek eteryczny z saro, mangiferyna z Madagaskaru.
Skóra jest delikatniejsza: 100%*

*Test przeprowadzony przez 27 kobiet stosujących peeling 2 razy w tygodniu przez miesiąc.

SKŁAD

 Aqua, Glycerin, Prunus Armeniaca (Apricot) Seed Powder, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Alcohol, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Butylene Glycol, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Shell Powder, Sesamum Indicum (Sesame) Seed Oil, Agave Tequilana Leaf Extract, Mangiferin, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Parfum, Methylparaben, Phenoxyethanol, Ethylparaben, Cinnamosma Fragrans Leaf Oil, Sodium Hydroxide, Propylparaben, Tetrasodium Edta, Linalool, Limonene


MOJA OPINIA O PRODUKCIE

 Opakowanie: plastikowa, miękka tubka, zamykana na klik. Produkt można wydobyć praktycznie do samego końca, bez konieczności rozcinania opakowania. Otwierać można go także mokrymi rękoma bez obawy, że złamiemy sobie paznokcie. Tubka zawiera 150 ml produktu.



Konsystencja: średnio-gęsta, dzięki czemu produkt nie spływa z dłoni. W peelingu znajduje się dość sporo drobinek, zarówno tych mniejszych jak i tych trochę większych. Kolor produktu kojarzy mi się
z kolorem miedzianym.



Zapach: typowo roślinny, aczkolwiek mój nos wyczuwa w tym produkcie także cytrusy. Jest to zapach dosyć specyficzny i na pewno nie każdemu będzie on odpowiadał, natomiast dla mnie jest on przyjemny.

Wydajność: nie jest to produkt zbyt wydajny. Wystarczył mi mniej więcej na 5 - 6 użyć.

Działanie: roślinny peeling do ciała z pudrem z pestek moreli pomimo sporej zawartości drobinek zaliczyć należy do peelingów średnio-ostrych. Ja czyli osoba, która lubi dość mocne peelingi, uważam ten produkt za coś, po co warto sięgnąć. Dlaczego? Dlatego, że pomimo swojej średniej ostrości bardzo dobrze złuszcza martwy naskórek. Skóra po użyciu tego produktu jest gładka i miła w dotyku i nie jest to spowodowane działaniem parafiny, bo w tym kosmetyku jej nie ma. Czasami nawet darowałam sobie smarowanie skóry balsamem po wykonaniu peelingu bo nie odczuwałam takiej potrzeby. Co prawda na jeden raz trzeba zużyć sporo, bo się nie pieni, ale przymykam na to oko, bo peelingi do ciała wykonuję raz w tygodniu.


Podsumowanie: dobrze złuszcza martwy naskórek, pozostawiając gładką i miłą w dotyku skórę. Do tego wszystkiego zapach tego roślinnego peelingu mi jak najbardziej odpowiada, w związku z tym mam już w użyciu drugie opakowanie tego produktu.

- pojemność: 150 ml
- cena: 36 zł (ja kupiłam na promocji za 18 zł)
- dostępność: sklepy stacjonarne YR, sklep internetowy


LinkinWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...