sobota, 30 marca 2013

Paczuszka od wielkanocnego Zajączka + nowości w mojej kosmetyczce :)

W środę po południu zawitał u mnie Pan listonosz (zresztą zaprzyjaźniony) z paczuszką-niespodzianką. Moja kochana Zuza znana jako Zanka zabawiła się w zajączka i przysłała mi mnóstwo dobroci :) Chcecie zobaczyć czym obdarował mnie mój cudowny zajączek?



Jak widzicie, Zanka przesłała mi mnóstwo dobroci. Moje ukochane żele pod prysznic i do golenia "Double Effect" z firmy Nivea, które u nas w Polsce zostały już jakiś czas temu wycofane a które ja osobiście uwielbiam. Ponadto produkty, które ostatnimi czasy bardzo polubiłam, czyli balsam oraz mleczko pod prysznic także firmy Nivea. W grudniu Zuza po raz pierwszy mnie nimi obdarowała i ze względu na brak ich dostępności w Polsce bardzo je oszczędzałam - teraz już nie muszę :)
O balsamie do ust z firmy Burt's Bees myślałam już bardzo długo i miałam go kupić na allegro ostatnio (bo zamawiałam krem do skórek tej firmy) ale coś mnie podkusiło żeby go nie zamawiać, chyba miałam jakieś przeczucie ;) No i oczywiście jak widać na zdjęciach dostałam jeszcze inne dobrocie, które z przyjemnością wykorzystam.

Zanka - bardzo Ci dziękuję mój Ty zajączku za taki cudowny prezent :*

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Teraz czas na moje ostatnie marcowe nowości czyli zakupy.
Troszeczkę się tego nazbierało, bo oprócz zakupów z B&BW żadnych innych w marcu nie prezentowałam.
No to zaczynamy po kolei.

DROGERIA NATURA


Nivea - Hawaiian Flower & Oil oraz Supreme Touch - czyli nowe żele pod prysznic. Jako żelomaniaczka nie mogłam przejść obojętnie obok takich nowości, szczególnie że pachną naprawdę cudownie. Za butelki pojemności 250 ml zapłaciłam 6,99 zł.

ROSSMANN


Isana - Wohlfühl Bad - Apfel & Vanille - płyn do kąpieli o pięknym zapachu jabłka i wanilii. Już go używałam i muszę powiedzieć, że naprawdę mnie urzekł. 750 ml butla to koszt ok. 6,50 zł.

BIEDRONKA


BeBeauty Spa - Sól do kąpieli Lotos oraz Trawa Cytrynowa-Bambus - czyli produkty, które bardzo lubię w nowych wersjach zapachowych. Te akurat wybrało mi moje dziecko wąchając i mówiąc: "tak" albo "nie" ;) Ich koszt to niecałe 4 zł.

ALLEGRO


Burt's Bees - Lemon Butter Cuticle Cream - czyli cytrynowy krem do skórek. O tym produkcie słyszałam naprawdę sporo dobrego i od dłuższego czasu chciałam go wypróbować. Od kilku dni systematycznie go używam i mam nadzieję, że przyniesie rezultaty. 15 g opakowanie to koszt ok. 35 zł + przesyłka oczywiście.


Revlon - ColorStay - 150 Buff - sławny na YT oraz w blogosferze podkład do cery mieszanej i tłustej. Postanowiłam w końcu się na niego skusić bo od bardzo długiego czasu chodził mi po głowie. Co prawda nie wiem czy kolor na pewno będzie dobry ale to się okaże dzisiaj bo będzie miał debiut na mojej twarzy. Za 30 ml buteleczkę zapłaciłam 29 zł + przesyłka.

YVES ROCHER


Yves Rocher - Hair Repair Oil - czyli odbudowujący olejek do włosów. Idąc do YR miałam co prawda inne zakupy w planach ale jak zobaczyłam ten olejek na półce to nie mogłam mu się oprzeć. Za 150 ml w promocji zapłaciłam 23 zł.

Yves Rocher - Jardins du Monde - Grapefruit Shower Gel - nowy zapach żelu pod prysznic z mojej ulubionej serii "ogrody świata". Te żele to jedne z moich ulubieńców: mają fantastyczne zapachy, pięknie się pienią i nie wysuszają skóry. Za 200 ml opakowanie zapłaciłam w promocji 6,99 zł.

W gratisie wraz z ulotką, które są wysyłane stałym klientom dostałam kosmetyczkę do torebki :)

DOUGLAS


Douglas - Absolute Nails - lakier do paznokci z wiosennej kolekcji w kolorze Moon' Shine 29. Przyznaję bez bicia, że lakier ten wypatrzyłam na blogu u Obssesion i spodobał mi się do tego stopnia, że nie mogłam go nie kupić. 11 ml buteleczka to koszt 25 zł.

Douglas - XSmall - Gentle Eye Make-Up Remover - pani w Douglasie strasznie zachwalała ten produkt i go polecała więc postanowiłam go kupić i wypróbować sama. Do wyboru jest pojemność bodajże 200 ml i 50 ml - ja skusiłam się na tę mniejszą. Za 50 ml zapłaciłam 12,90 zł.

L'OCCITANE


Krem do rąk z 20% masłem Shea - wcześniej miałam zakupioną wersję 30 ml żeby sprawdzić, czy na moich dłoniach ten krem będzie się sprawdzał. A że sprawdził się jak najbardziej to postanowiłam kupić jego dużą wersję czyli 150 ml. Za taką pojemność zapłaciłam 90 zł - trochę sporo, ale skoro moje dłonie wreszcie wyglądają normalnie to jestem w stanie tyle za niego zapłacić.

Mydełko marsylskie z werbeną - mydełko marsylskie wypatrzyłam znowu na blogu u Obssesion. Będąc już w sklepie postanowiłam je kupić i wypróbować, tak jak Kasia polecała - do demakijażu bądź doczyszczania buzi. Co prawda nigdy w tym celu nie używałam mydeł ale spróbuję, w końcu to mydełko naturalne. Za 100 g kostkę zapłaciłam 15 zł.

I teraz gratisy: za zakupy powyżej 80 zł otrzymałam krem do rąk z 20% masłem Shea o pojemności 30 ml. Bardzo się ucieszyłam - będzie do torebki :) Ponadto wykorzystałam kupon z Glamour i odebrałam 3 próbki kremów do rąk o pojemności 10 ml. I jeszcze próbka nowego szamponu i odżywki które wejdą do sprzedaży w kwietniu.

APTEKA


Palmers - Dark Chocolate & Cherry - Lip Butter - czyli balsam do ust o przepięknym zapachu ciemnej czekolady i wiśni. Zapach jest na tyle fantastyczny, że często balsam z ust zjadam i ponawiam aplikację ;) Do tego mogę powiedzieć, że nawet zimą spisuje się rewelacyjnie (więcej będzie w recenzji). 10 g tubeczka to koszt ok. 12 zł.

NOWY STYL ŻYCIA



Organizer do torebki - ofertę wypatrzyłam na Grouponie i kupiłam go jakoś za 29 zł (jego standardowa cena to ok 54 zł). Były 4 kolory do wyboru, ja wybrałam kolorek szary. Ma 13 przegródek i jest bardzo praktyczny. Mam nadzieję, że wreszcie nie będę miała w torebce bałaganu.

To już wszystkie nowości w mojej kosmetyczce.
Mam nadzieję, że wytrwałyście do końca :)

Kochane - życzę Wam spokojnych i wesołych Świąt :*

 

czwartek, 28 marca 2013

Rozpieszczanie ciała z potrójnie nawilżającym kremem 'Warm Vanilla Sugar' z B&BW :)


Jakiś czas temu na początku marca w moje ręce wpadły mi moje pierwsze sztuki kosmetyków z firmy Bath&Body Works (klik). Ponieważ akurat skończyło mi się masło do ciała z TBS (które akurat niezbyt przypadło mi do gustu) to nowe kosmetyki poszły w ruch. Dzisiaj chciałabym Wam przybliżyć potrójnie nawilżający krem do ciała o zapachu Warm Vanilla Sugar z B&BW.

OD PRODUCENTA

Potrójnie nawilżający krem do ciała szybko się wchłania odżywiając skórę i nie pozostawiając na niej tłustej warstwy. Skóra jest pachnąca i nawilżona przez długi czas dzięki zawartości mlecznych protein, olejku ryżowego, ekstraktu z jagody Acai i masła Shea.
 
Nuty zapachowe:
# esencja waniliowa
# mleczko ryżowe
# kremowe drzewo sandałowe

SKŁAD


MOJA OPINIA O PRODUKCIE

Opakowanie: Produkt został umieszczony w dosyć twardawej tubce wykonanej z tworzywa sztucznego. Tubka ta mieści w sobie 226 g kremu do ciała i zamykana jest na "klik", w związku z czym zawsze stoi na głowie. Przez długi czas używania nie ma problemu z wydobyciem produktu z tubki, jednak przy takiej końcówce, przy jakiej jestem obecnie - nie obędzie się bez rozcięcia opakowania. Wizualnie opakowania produktów z tej firmy bardzo mi się podobają, zdecydowanie przyciągają wzrok bo znajomi którzy byli u nas ostatnio od razu w łazience te produkty wypatrzyli. Otwór, przez który wydobywamy produkt jest odpowiedniej wielkości - na szczęście nie jest zbyt mały i nie trzeba się męczyć z ciągłym naciskaniem tubki.



Konsystencja/wydajność: Producent nie kłamał nazywając ten produkt kremem do ciała, ponieważ faktycznie produkt ten ma konsystencję kremu. Nie jest ani za rzadki ani za gęsty. Jeśli chodzi o wydajność to mi starczył on na 3 tygodnie codziennego stosowania a jeszcze co nieco na dnie zostało i będę próbować wydobyć każdą resztkę ;)


Zapach: Niewątpliwie zapachy produktów B&BW mają to coś w sobie co przyciąga mój nos. Pachną dosyć intensywnie ale naprawdę przyjemnie. Ten konkretny produkt autentycznie pachnie wanilią połączoną z drzewem sandałowym (obydwa zapachy uwielbiam) dzięki czemu ta wanilia nie jest zbyt słodka ani mdła. Dla mnie zapach jest rewelacyjny i na pewno kiedyś do niego jeszcze wrócę.

Działanie: I tutaj zaczną się same pochwały :) Otóż ten potrójnie nawilżający krem do ciała oprócz tego, że wspaniale mnie relaksuje swoim zapachem - rewelacyjnie nawilża ciało. Skóra jest niewiarygodnie miękka, gładka i to nawilżenie utrzymuje się do następnego mycia, czyli od wieczora do wieczora. Nawet jak wchodzę następnego dnia pod prysznic to czuję, że moje ciało jest nadal gładkie. Mogę się skusić nawet o stwierdzenie, że produkt ten nawilża lepiej niż niejedno masło. I nad niektórymi masłami ma też przewagę bo błyskawicznie się wchłania. Po ok. 5 minutach jest już wchłonięty i można spokojnie się ubrać w pidżamkę. Na skórze pozostawia przyjemną i delikatną warstewkę, ale w żadnych wypadku klejącą czy tłustą. Rozprowadza się także bez żadnego problemu - gładko sunie po skórze.

Dla mnie jest to produkt niezbędny - na pewno będę do niego wracać w miesiącach jesienno-zimowych. Tak bardzo się z nim polubiłam, że ostatnio poczyniłam także zakupy z B&BW (klik), zresztą nie tylko z nim bo z żelu pod prysznic, który kupiłam do kompletu również jestem bardzo zadowolona ale o tym będzie osobny wpis ;) Jeśli będziecie miały okazję wypróbować produkty tej firmy to potrójnie nawilżające kremy do ciała są naprawdę godne uwagi.

- pojemność: 226 g
- cena: 39 zł
- dostępność: sklepy Bath&Body Works (niestety póki co tylko w Warszawie)


wtorek, 26 marca 2013

Yves Rocher - Żel do mycia twarzy PureCalmille

Jak zapewne wiecie moim zdecydowanym faworytem jeśli chodzi o oczyszczanie i demakijaż twarzy jest emulsja myjąca z nagietkiem z Alverde. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie sięgnęła tak z czystej ciekawości po inne produkty. Kto wie - może będzie tak, że znajdę równie dobry produkt i będę miała w razie czego zamiennik?

Któregoś razu oglądając na YT filmiki Agnieszki, znanej jako 82Inez w jej ulubieńcach wypatrzyłam żel do mycia twarzy PureCalmille z firmy Yves Rocher. Agnieszka bardzo go tam zachwalała więc pomyślałam sobie: czemu by nie spróbować? A że miałam zniżkę i mogłam kupić 2 produkty w cenie 1 to skusiłam się właśnie na 2 takie żele. Używam go już ok. 2 miesiące więc myślę, że mogę Wam co nieco o nim opowiedzieć.


OD PRODUCENTA

Oczyszczanie twarzy z rumiankiem bio, do każdego rodzaju cery

Żel do mycia twarzy idealny dla osób, które lubią myć twarz wodą.  Zapewnia uczucie świeżości i czystości.
Skóra jest głęboko i skutecznie oczyszczona.

Konsystencja: Przejrzysty zielony żel, który w kontakcie z wodą zmienia się w piankę. Łatwo się spłukuje, nie wysusza skóry.
Formuła: Testowana dermatologicznie  => zminimalizowane ryzyko alergii.
Delikatny, kwiatowy zapach.

Zawiera ekstrakt z rumianku bio o właściwościach nawilżających, łagodzących, ochronnych  i olejek eteryczny z palmarozy, który oczyszcza.

SKŁAD


MOJA OPINIA O PRODUKCIE
 
Opakowanie: Żel do mycia twarzy PureCalmille otrzymujemy w 200 ml opakowaniu zamykanym na "klik" bądź jak kto woli "na pstyczek". Wydawałoby się, że takie opakowanie dla żelu do twarzy powinno być dobre i może by było, gdyby nie to, że dziurka, przez którą produkt wydostaje się na zewnątrz jest dosyć spora. A co za tym idzie - niepotrzebnie wyciskamy zbyt wiele produktu, który się marnuje. W swoich filmikach na YT Agnieszka poruszała właśnie ten problem i radziła, żeby dokupić zwykłą buteleczkę z pompką z Rossmanna za 2 zł i przelać żel. Ja tak uczyniłam i z tego rozwiązania jestem naprawdę bardzo zadowolona - teraz wiem, że biorę tyle produktu ile potrzebuję :)


Konsystencja: Produkt ma konsystencję typowo żelową o delikatnym, zielonkawym kolorze. Nie jest zbyt rzadka ani zbyt gęsta - jest taka w sam raz. Po rozprowadzeniu na twarzy żel ten zmienia się w delikatną, kremową piankę - taką jaka powstaje również w przypadku emulsji z Alverde. Nie jest to więc produkt obficie pieniący się i dla mnie jest to jego zaleta, bo ja nie przepadam za mocno pieniącymi się produktami do mycia twarzy. 


Zapach: Troszkę obawiałam się, że zapach tego produktu będzie intensywny, jak to często w przypadku produktów YR ma miejsce, jednak moje obawy były bezpodstawne. Żel ten zawiera w sobie rumianek, jednak ja rumianku w nim nie wyczuwam. To co czuje mój nos to delikatne cytrusowe nuty, przyjemne i nienachalne :)

Wydajność: Używam tego produktu prawie 2 miesiące, a jeszcze zostało mi do zużycia tak ok. 50 ml. Jednak zaznaczam, że ja używam tego żelu tylko i wyłącznie rano bo wieczorem do demakijażu i oczyszczania stosuję inne produkty.

Działanie: Żel do mycia twarzy stosowany jako forma "pobudki" z rana daje niezłego kopa, bo jego lekko cytrusowy zapach przyjemnie orzeźwia i budzi do życia. Bardzo dobrze się rozprowadza na twarzy tworząc delikatną kremową piankę i bez żadnego problemu z niej spłukuje. Myję nim z rana zarówno twarz jak i oczy (a oczy mam strasznie wrażliwe) i nic mnie nie piecze, nie szczypie, w żaden sposób ten produkt mnie nie podrażnia. Mało tego, po spłukaniu tego żelu i wytarciu twarzy - moja skóra nie woła od razu o tonik czy o krem bo żel ten nie daje uczucia ściągniętej skóry. Wręcz przeciwnie - buzia jest po nim naprawdę gładka i miła w dotyku i bez problemu mogę np. przetrzeć twarz tonikiem bądź nałożyć na nią krem po dłuższej chwili. Czasami stosowałam ten żel także wieczorem do doczyszczenia twarzy po micelu i tu także spisał się na medal: wacik po przetarciu buzi tonikiem był czyściutki więc mogę śmiało stwierdzić, że doskonale domywa resztki makijażu. Do demakijażu całej twarzy tego żelu nie stosowałam więc na ten temat wypowiadać się nie będę. Ja jestem z tego produktu naprawdę zadowolona i wiem, że jeszcze po niego sięgnę (a w zapasie na szczęście mam jeszcze jedną buteleczkę ;)).
 
Wiem, że w składzie zawiera SLES, ale naprawdę nie działa wysuszająco, nie powoduje pienienia się produktu więc w tym przypadku ten składnik mi nie przeszkadza. A przyznam szczerze - że tego składnika w produktach do mycia twarzy zawsze obawiam się najbardziej.

- pojemność: 200 ml
- cena: 19,90 zł (ale warto polować na promocje)
- dostępność: sklepy stacjonarne Yves Rocher, sklep internetowy Yves Rocher

Polecam :)
 
 

niedziela, 24 marca 2013

Lirene - Krem dla zniszczonych dłoni 'Ratunek'


Kremów do rąk używam sporo. Nie mogłoby ich zabraknąć w mojej codziennej pielęgnacji ponieważ skóra moich dłoni jest sucha, często zdarza się, że pęka i tworzą się na niej bolesne rany. Gdybym kremów do rąk nie używała to boję się nawet pomyśleć, co by się wtedy z moimi dłońmi działo. Ciągle testuję nowe kremy i wciąż szukam ideału, który w te zimowe miesiące mi pomoże. Ostatnio sięgnęłam po polecany na wielu blogach krem dla zniszczonych dłoni z 10% masłem shea 'Ratunek' z firmy Lirene i to o nim będzie dzisiaj mowa.

OD PRODUCENTA


SKŁAD

Aqua, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Glyceryl Stearate SE, Glycerin, Paraffinum Liquidum, Ceteareth-20, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Panthenol, Triethanolamine, Acrylates/C10-30 Alkyl, Acrylate Crosspolymer, Allantoin, BHA, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Polyaminopropyl Biguanide, Parfum, Butylphenyl Methylpropional, Linaloo, Benzyl Salicytate, Limonene, Citronellol

MOJA OPINIA O PRODUKCIE 

Krem do rąk 'Ratunek' otrzymujemy w miękkim, plastikowym opakowaniu o pojemności 50 ml. Nie jest to co prawda pojemność zbyt duża, no ale w końcu ma to być krem do zadań specjalnych. Aby wydobyć produkt do końca niestety trzeba rozciąć opakowanie, ponieważ pod koniec używania tubka nie chce wydobyć ani kropli kremu, a na ściankach zostaje go całkiem sporo - mi starczyło dodatkowo na 3 dni używania.


Zapach tego kremu jest całkiem przyjemny i niezbyt intensywny, dlatego wydaje mi się, że wiele osób pod względem zapachu by go polubiło. Jak to się mawia: "nie drażni nosa". 

Konsystencja kremu nie jest ani zbyt gęsta ani zbyt rzadka/wodnista. Powiedziałabym, że jest taka 'po środku', odpowiednia. Produkt dobrze się rozsmarowuje i naprawdę błyskawicznie wchłania. Oczywiście po nałożeniu kremu na dłonie pozostaje na nich taki delikatny ochronny film, ale nie jest on ani klejący ani tym bardziej tłusty, można więc od razu wrócić do codziennych czynności.


Wiele osób bardzo chwaliło ten krem za jego działanie, ja natomiast mam wobec niego mieszane uczucia. Stosowałam go regularnie kilka razy dziennie i niestety suche miejsca na dłoniach jak miałam tak mam nadal, więc nie pomógł mi zwalczyć problemu suchych dłoni. Po każdym umyciu rąk przesuszenia, szczególnie między palcami i na palcu wskazującym są nadal widoczne. Natomiast to co mi się w tym kremie podobało to to, że po jego wsmarowaniu czułam, że moje dłonie są ukojone. Naprawdę przynosił mi ulgę, kiedy ręce mnie piekły czy bolały. I od jednego mycia rąk do następnego moje dłonie odczuwały w miarę dobre nawilżenie, szkoda tylko, że ten efekt nie był długotrwały.

Moje poszukiwania kremu idealnego na zimą nie zostały jeszcze zakończone, mam jednak nadzieję, że w końcu znajdę ten swój ideał :) Tak szczerze powiedziawszy to ten ideał znalazłam, ale jego cena jest bardzo wysoka i szkoda mi wydać prawie 100 zł na krem do rąk, w szczególności, że te produkty schodzą u mnie jak woda. Zatem rozglądam się dalej za czymś, co pomoże mi rozprawić się z moim problemem i jego cena jest w granicach rozsądku.

- pojemność: 50 ml
- cena: ok. 9 zł (ja go kupiłam na promocji za 6 zł)
- dostępność: Rossmann, Real


piątek, 22 marca 2013

HexxBOX! Grashka - Wydłużający tusz do rzęs


W ramach udziału w HexxBOX'ie otrzymałam do przetestowania 3 kosmetyki firmy GRASHKA: bazę pod cienie do powiek, cień do powiek oraz wydłużający tusz do rzęs. Przyznam szczerze, że wcześniej o istnieniu tej firmy w ogóle nie wiedziałam. Dopiero, kiedy zobaczyłam, że sklep internetowy igruszka udostępnił do testowania w HexxBOX'ie kosmetyki kolorowe - postanowiłam wejść na stronę internetową i co nieco o tych produktach poczytać. Szczęście mi dopisało i udało mi się jeden z kilkunastu zestawów otrzymać. Dzisiaj chciałabym przestawić Wam wydłużający tusz do rzęs z firmy Grashka.

OD PRODUCENTA

GRASHKA Lengthening Mascara to nadający rzęsom maksymalną długość kremowy tusz do rzęs, dbający również o ich odpowiednie podkręcenie oraz pogrubienie.

Formuła zapewnia, że przy aplikacji tusz nie pozostawi grudek, daje także pewność wyjątkowo trwałego efektu i zapobiega kruszeniu się. Specjalna szczoteczka zwana 'małym gigantem' gwarantuje perfekcyjną aplikację tuszu nawet w mało dostępnych dla innych szczoteczek, kącikach oczu.

Zawiera specjalnie dobrane składniki - witaminę E, D-Panthenol oraz ekstrakt z bambusa - chroniące przed utratą nawilżenia, działaniem wolnych rodników oraz łamaniem się rzęs. Składniki zapewniają również optymalne odżywienie, elastyczność,wzmocnienie oraz regenerację rzęs.

Produkt jest odpowiedni dla osób noszących szkła kontaktowe. Nie zawiera parabenów. Testowany dermatologicznie oraz oftalmologicznie.

Tusz został wyprodukowany w Niemczech.

SKŁAD

 
MOJA OPINIA O PRODUKCIE

Tusz do rzęs otrzymujemy zapakowany w zielony kartonik. Opakowanie wizualnie jest proste, ale ma swój urok, szczególnie te białe kwiatuszki umieszczone na tym zielonym pudełeczku są  przyjemne dla oka. Po otworzeniu pudełeczka ukazuje nam się tusz w czarnej "obudowie" z białym napisem Grashka. Według mnie tusz ten prezentuje się naprawdę ładnie w kosmetyczce, ale nie opakowanie jest przecież najważniejsze, więc nie będę się na jego temat aż tak rozpisywać. Pokażę Wam natomiast zarówno ten kartonik jak i sam tusz z bliska na zdjęciach.



To, co na pewno mnie zdziwiło i bardzo zaskoczyło, kiedy ten tusz otworzyłam to jego szczoteczka. Jest ona zwykła - nie silikonowa, co mi akurat w ogóle nie przeszkadza. To co mnie tak w niej zaskoczyło to to, że ma ona strasznie krótkie włoski. Pierwszy raz biorąc ten tusz do ręki i oglądając tę szczoteczkę pomyślałam sobie: to coś, zamiast na rzęsy to pewnie wsadzę sobie do oka. Nic bardziej mylnego: szczoteczką bardzo dobrze się manewruje i maluje rzęsy, można dotrzeć nawet do kącika oka co często w innych tuszach sprawiało mi nie lada problem. Jest naprawdę wygodna w użyciu, ale ma jeden mankament: nabiera zbyt duże ilości tuszu. Za każdym razem jak go używam muszę szczoteczkę z tego nadmiaru wytrzeć bo inaczej oprócz na rzęsy część tuszu trafia także na powiekę.


Producent dość sporo napisał o tym tuszu, m.in. że "nadaje rzęsom maksymalną długość, dba również o ich odpowiednie podkręcenie oraz pogrubienie". Z tym, że wydłuża rzęsy mogę się w 100% zgodzić, z tym, że je podkręca również natomiast pogrubienia u siebie żadnego nie zaobserwowałam a szkoda, bo lubię mieć rzęsy zarówno wydłużone jak i pogrubione. Co jeszcze producent obiecał? Że "tusz do rzęs nie pozostawia grudek oraz, że się nie kruszy". Grudek, jeśli wcześniej obetrzemy lekko szczoteczkę z nadmiaru tuszu faktycznie nie zostawia oraz co mi się bardzo podoba - nie skleja rzęs, natomiast pod koniec dnia minimalnie zaczyna się kruszyć, ale podkreślam słowo "minimalnie". Nie jest to zjawisko uciążliwe.

Poniżej możecie zobaczyć, jak wydłużający tusz do rzęs prezentuje się na moich rzęsach.



Wydłużający tusz do rzęs wg producenta "chroni przed utratą nawilżenia, działaniem wolnych rodników oraz łamaniem się rzęs. Składniki zapewniają również optymalne odżywienie, elastyczność,wzmocnienie oraz regenerację rzęs". Stosuję ten tusz odkąd go tylko dostałam, ale niestety nie zauważyłam, żeby moje rzęsy się mniej łamały czy były wzmocnione. Myślę, że producent troszeczkę zbyt wiele obiecał w tym przypadku, natomiast ja od tuszu do rzęs takich właściwości nie wymagam - od tego, aby zregenerować czy wzmocnić rzęsy są odżywki - dlatego też przymykam oko na te obietnice.

Ja z tego tuszu generalnie jestem zadowolona, bo naprawdę ładnie wydłuża i podkręca rzęsy. Brakuje mi jednak efektu pogrubienia, który wolałabym mieć zamiast "podkręcenia". Czy go kupię? Raczej nie, bo swojego tuszowego ulubieńca już mam a w zasadzie to 2 ulubieńców i stosuję je na okrągło, aczkolwiek miło było dla odmiany przetestować coś nowego.

- pojemność: 8 ml
- cena: 19,90 zł
- dostępność: igruszka


środa, 20 marca 2013

Prezent z okazji Dnia Kobiet :)

Tak tak, ja wiem, że Dzień Kobiet był już jakiś czas temu - chciałam Wam jednak zaprezentować co dostałam z tej okazji od męża ;) Otóż mój mąż wie, że odkąd udało mi się kupić kosmetyki firmy Bath & Body Works (klik) to bardzo często ich używam i naprawdę się z nimi polubiłam. Wspólnie siedząc przy komputerze, 7 marca natknęliśmy się na facebooku na informację, że jeśli od 8 do 10 marca kupi się w sklepie B&BW dowolne 3 produkty z ich nowej kolekcji, to 3 produkty z całej serii Signature w tej samej bądź niższej cenie można sobie wybrać gratis. Czyli inaczej ujmując, można było kupić 6 produktów w cenie 3. Po przeczytaniu takiej wiadomości od razu zaświeciły mi się oczy, co nie uszło uwadze mojego męża. I wszystko byłoby fajnie, tyle że... do Warszawy mamy kawał drogi a jak na złość znajomych w niej brak. Postanowiłam więc poprosić Magdę (77gerda) znowu o pomoc, jednak Magda akurat nie mogła w tym czasie być w Warszawie. Zaczęłam się zastanawiać co by tu zrobić... I poprosiłam o pomoc Karolinę, której jeszcze raz pragnę serdecznie podziękować za pomoc! Naprawdę muszę powiedzieć, że w blogosferze dobrych duszyczek nie brakuje :)

W poniedziałek po południu przyszła do mnie paczuszka z moim prezentem na Dzień Kobiet. 


Skusiłam się na 3 balsamy do ciała z nowej serii: Aruba Coconut, Bali Mango oraz Rio Rumberry. Balsamów do ciała jeszcze nie miałam szansy wypróbować, a po wielu przeczytanych pozytywnych opiniach myślę, że na sezon wiosenno-letni będą idealne :) Każdy z balsamów kosztował 39 zł.

Teraz czas na wybrane przeze mnie gratisy :)


Wybrałam sobie dwa potrójnie nawilżające kremy do ciała o zapachach Twilight Woods oraz Coconut Lime Breeze. Jako, że wcześniej kupiłam z tej serii krem o zapachu Warm Vanilla Sugar i jego działanie wg mnie jest lepsze niż niejednego masła, to nie mogłam nie kupić tych kremów do ciała na zapas a w zasadzie to wziąć gratis.


Trzecim i ostatnim wybranym przeze mnie gratisowo produktem jest żel pod prysznic o zapachu White Citrus. Ten, który chciałam (czyli Coconut Lime Breeze) nie był dostępny w B&BW, więc Karolina wybrała mi żel o zbliżonych nutach zapachowych - Karolino, dobry masz nos :) Dlaczego zdecydowałam się na żel? Ponieważ poprzednio oprócz kremu do ciała kupiłam także żel pod prysznic Warm Vanilla Sugar i jestem z niego bardzo zadowolona. Od czasu do czasu można sobie pozwolić na troszkę droższy żel, a już na pewno przy okazji takiej promocji ;)

Produktem, który dokupiłam dodatkowo, jest antybakteryjny żel do rąk I love cookie dough. Odkąd użyłam tych żeli po raz pierwszy - obowiązkowo są w mojej torebce. A że nigdy nie wiadomo, kiedy trafi się okazja zakupowa w B&BW to postanowiłam jeden żel jeszcze dokupić. Koszt tego maleństwa to 7,99 zł.

Karolino, raz jeszcze bardzo dziękuję!


poniedziałek, 18 marca 2013

Balea - Rozgrzewający krem do stóp


Rozgrzewający krem do stóp Balea zapewnia stopom przyjemne uczucie rozgrzania. Sprawia także, że stopy są piękne, zadbane i ciepłe. Aktywne składniki rozgrzewające wspomagają krążenie krwi natomiast ekstrakt z liści czerwonych winorośli wspomaga efekt rewitalizujący. Odżywcza formuła z pestek winogron oraz gliceryna nawilżają i chronią skórę.

Sposób użycia: Stosować na czystą skórę stóp. Delikatnie wmasować. Jeśli jest to konieczne, to nałożyć skarpetki - aby wspomóc efekt rozgrzania. Efekt rozgrzania zależy od nałożonej ilości oraz od osobistego odczuwania ciepła przez skórę.

Przebadany dermatologicznie, bez barwników.

Po zastosowaniu kremu umyć ręce!

SKŁAD

Aqua, Ethylhexyl Stearate, Glycerin, Isopropyl Pamlitate, Cetearyl Alcohol, Glycine Soja Oil, Glyceryl Stearate, Vitis Vinifera Seed Oil, Sodium Stearoyl Glutamate, Vitis Vinifera Leaf Extract, Propylene Glycol, Sorbitol, Vanillyl Butyl Ether, Tocopheryl Acetate, Benzyl Nicotinate, Parfum, Sodium Polyacrylate, Hexyl Cinnamal, Citric Acid, Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid

MOJA OPINIA

Krem do stóp otrzymuje w miękkim, plastikowym, 100 ml opakowaniu zamykanym na "klik" czy jak ktoś woli na "zatrzask". Opakowanie jest wykonane z takiego samego materiału jak krem do stóp z 10% mocznikiem z tej samej firmy i to co mi się podoba - krem możemy wydobyć praktycznie do samego końca (choć ja często z przyzwyczajenia rozcinam jeszcze opakowanie). Wiele razy pisałam, że szata graficzna opakowań zarówno Balea i Alverde bardzo mi się podobają i w tym przypadku również tak jest. Na opakowaniu umieszczone są stópki, co by było wiadomo do czego jest on przeznaczony ;)



Rozgrzewający krem do stóp ma całkiem przyjemny zapach, jednak naprawdę ciężko mi określić do czego jest on podobny. Ja wyczuwam w nim troszeczkę jabłka, choć tego składnika akurat w kremie nie ma. Jednak nie jest to zapach przesadnie słodki tylko taki ciepły i lekko orzeźwiający zarazem.

Jeśli chodzi o pielęgnację, to absolutnie nie mam niczego temu kremowi do zarzucenia. Stopy po jego użyciu są dobrze nawilżone, przyjemne i gładkie w dotyku. U mnie ten efekt utrzymuje się od jednego do drugiego wieczora, jednak zaznaczam, że moje stopy należą raczej do tych bezproblemowych. Przy suchej skórze stóp ten krem mógłby być zbyt słaby. To, co jeszcze bardzo mi się podoba w tym kremie jest to, że mimo dosyć gęstej, treściwej konsystencji bardzo szybko się wchłania.


Jeśli zaś chodzi o obietnice producenta związane z rozgrzaniem stóp... Jest to kolejny krem, który rzekomo ma być "rozgrzewający" a wcale nie jest. Żadnego efektu ciepła czy rozgrzania przez cały okres stosowania tego kremu nie zauważyłam. Nawet pokusiłam się o to, żeby po jego aplikacji zakładać skarpetki, nakładałam grubszą warstwę ale niestety nic z tego. A szkoda.

Z tego co mi się zdaje, to była to zimowa wersja limitowana i krem ten nie jest już chyba dostępny. Jeśli jednak macie bezproblemowe stopy i szukacie nawilżenia to taki krem byłby dla Was odpowiedni. Natomiast jeśli tak jak ja szukacie kremu rozgrzewającego to nie polecam.

- pojemność: 100 ml
- cena: 2,45 €
- dostępność: drogerie DM (wersja limitowana)


sobota, 16 marca 2013

Essence - Stay With Me Longlasting Lipgloss

Przyznam szczerze, że za błyszczykami do ust kiedyś nie przepadałam. Denerwowało mnie to, że często się strasznie kleją i w związku z tym do moich ust przyklejały się włosy (jeśli miałam je rozpuszczone). Któregoś razu (a było to z dobry rok temu) w filmikach na yt u jednej z nagrywających bardzo spodobał mi się błyszczyk, który miała na ustach. Spytałam się więc co to za cudeńko i dostałam odpowiedź, iż jest to błyszczyk do ust Stay With Me w kolorze 02 my favorite milkshake z firmy Essence. Czym prędzej poszłam do Natury, żeby sprawdzić czy go tam zastanę i był. Bez chwili zastanowienia kupiłam dwie sztuki tego produktu i poszłam do domu. I bardzo się cieszę, że kupiłam te 2 sztuki, bo jedną już dawno zużyłam a teraz w ruch poszła druga :)



Błyszczyk do ust od Essence jest naprawdę solidnie zapakowany, a w zasadzie zaklejony. Zarówno przy pierwszej jak i przy drugiej sztuce mocno się namęczyłam zanim udało mi się go otworzyć. Z jednej strony może to i dobrze, że jest tak zabezpieczony bo mam pewność, że nikt sobie nim ust nie malował, z drugiej jednak strony - można by było pomyśleć o innym sposobie zabezpieczenia produktu, np o folii przezroczystej a nie taśmie klejącej. 

Po odkręceniu błyszczyka (przy pierwszej używanej sztuce) byłam troszkę zdziwiona kiedy zobaczyłam aplikator. Myślałam, że będzie tradycyjny jak w przypadku innych błyszczyków, a on tymczasem jest taki "fikuśny". Mimo swojego troszkę odmiennego kształtu bardzo dobrze nakłada się nim produkt na usta, nie sprawia żadnych problemów, a nawet mogę się pokusić o stwierdzenie, że czasami lepiej się tym aplikatorem pracuje niż tymi standardowymi, prostymi.



To, co bardzo spodobało mi się w tym błyszczyku, oprócz jego dosyć jasnego i przyjemnego koloru jest to, że usta po nim się aż tak nie kleją. No, może przez krótką chwilę po nałożeniu produktu czuć lekkie klejenie, ale po chwili, przynajmniej na moich ustach, to uczucie mija. Dla mnie jest to niebywały plus, ponieważ klejące się błyszczyki działają mi na nerwy. Ponadto, produkt od Essence utrzymuje się na ustach ok. 2 godz. bez jedzenia i picia co dla mnie jest dosyć dobrym rezultatem. Oczywiście, jeśli mając go na ustach będziemy jadły albo piły to zniknie on dosyć szybko, ale zrobi to równomiernie. Nie zauważyłam, żeby zbierał się w kącikach ust albo na nich osadzał, przynajmniej nie ten jasny kolor który posiadam. 

Dla mnie jest to naprawdę fajny błyszczyk do ust i jestem pewna, że jak skończy mi się drugie opakowanie to jeśli nadal będzie w sprzedaży to kupię kolejne :) Do wyboru jest kilka kolorów, a z tego co widziałam, mają też wejść do sprzedaży albo już nawet weszły wersje matowe.


- pojemność: 4 ml
- cena: ok. 9 zł
- dostępność: Drogerie Natura, Douglas


czwartek, 14 marca 2013

Isana - Mydło do rąk w płynie 'Kaminzauber'

Ostatnio jest mnie tu trochę mniej, niestety problemy z internetem skutecznie uniemożliwiają mi zamieszczanie wpisów. W ciągu tygodnia te problemy mają zostać rozwiązane - i mam nadzieję, że tak właśnie będzie, bo internet więcej niedziałający niż działający to nic przyjemnego. Korzystając jednak z chwilowej dobroci internetu i jego działania postanowiłam Wam przybliżyć nieco produkt od Isany, a konkretnie mydło do rąk w płynie 'kaminzauber'.


OD PRODUCENTA & SKŁAD


MOJA OPINIA O PRODUKCIE

Mydło do rąk otrzymujemy w plastikowej 500 ml buteleczce z pompką. Buteleczka jest identyczna jak w przypadku innych mydeł do rąk Isany. Opakowania wizualnie średnio mi się podobają (chodzi mi o grafikę) aczkolwiek nie opakowanie jest najważniejsze tylko produkt, który wg mnie jest naprawdę przyjemny i dobry.

A co jest takiego przyjemnego w tym produkcie? Przede wszystkim zapach... zapach grzanego wina (!). Autentycznie, myjąc ręce tym mydłem czułam grzane wino, które wręcz uwielbiam od czasu do czasu spożywać w zimowe wieczory. Używanie produktu o takim zapachu sprawiało, że jeszcze częściej niż zwykle chodziłam myć ręce (co by ktoś nie pomyślał - żadną alkoholiczką nie jestem :P). Zapach nie utrzymywał się na dłoniach, ale tego nie wymagam bo i tak od razu po myciu rąk wsmarowuję w nie krem.

Oprócz pięknego zapachu mydło to także dobrze czyściło ręce z brudu, w miarę dobrze się pieniło i pomimo tego, że konsystencja mydła nie jest kremowa to mojej i tak suchej skóry dłoni nie wysuszało, co dla mnie jest naprawdę ważne. Zbyt wydajne może nie było, bo czasami na jeden raz zużywałam 1,5 - 2 pompki produktu, ale mogę mu to wybaczyć szczególnie, że cena też do zbyt wysokich nie należała. 


Bardzo ubolewam nad tym, że była to edycja limitowana, na szczęście jednak udało mi się kupić 2 buteleczki tego mydła więc jeszcze jedno mam w zapasie :) Z tego co słyszałam było też ono dostępne zimą ubiegłego roku, więc jeśli kiedyś się z nim spotkacie to naprawdę polecam.

- pojemność: 500 ml
- cena: ok. 5 zł
- dostępność: Rossmann


niedziela, 10 marca 2013

NOTD: Golden Rose - Jolly Jewels 114 + mały prezent :)

Ostatnio pokazywałam Wam lakier na paznokciach z serii Jolly Jewels nr 108 (klik), który nie bardzo podbił moje serce. Dzisiaj przyszła kolej na drugi lakier z tej samej serii o nr 114. Ten kolor i efekt na paznokciach trochę bardziej mi się podoba niż w przypadku jego brata, ale nie na tyle, żebym chciała go mieć w swoich zbiorach. Zarówno jeden jak i drugi lakier wędrują do mojej Siostry, która wręcz się w nich zakochała, jak je tylko u mnie zobaczyła, niech jej służą :)


Na paznokcie nałożyłam bazę z Essie oraz 3 warstwy lakieru Jolly Jewels.






Oprócz tego, że lakiery z tej serii nie urzekły mnie efektem na paznokciach, to dodać niestety muszę, że strasznie szybko odpryskują. Jak pomalowałam paznokcie rano tak wieczorem tego samego dnia miałam już odpryski. Nie wspomnę już o zmywaniu: z bazą peel off z Essence lakier ten po prostu zszedł mi z paznokci natomiast nałożony na zwykłą bazę zmywał się bardzo ciężko. Owinęłam nawet paznokcie folią aluminiową ale zbytnio mi to nie pomogło. Więcej lakierów z tej serii nie kupię, bo mimo mojej miłości do różnych brokatów, te jakoś do mnie nie przemawiają.


Przejdźmy do milszej części notki czyli do prezentu, jaki dostałam ostatnio od mojej teściowej. Może i nie jest to nic wielkiego, ale wszystko zużyję z przyjemnością, a z prezentu z drugiego zdjęcia ucieszyłam się naprawdę bardzo.


PharmaCF: Cztery Pory Roku - Masło do twarzy i ciała - Melon & masło awokado oraz pomarańcza & masło mango - od długiego czasu chodziły mi po głowie masła z firmy PharmaCF, ale nigdzie ich nie widziałam. Teściowa dorwała je w Auchan, był jeszcze jakiś jeden zapach, chyba coś z owocami leśnymi jeśli się nie mylę. O tym pomarańczowym czytałam pozytywne opinie, więc mam nadzieję, że faktycznie będzie mi się miło tych produktów używać. W ruch najpierw pójdzie masło o zapachu melona bo jest ważne tylko do września tego roku ;)


L'Occitane - Bath & Shower Gel - Cherry Blossom - czyli żel pod prysznic o zapachu kwiatu wiśni. Przyznam szczerze, że niczego oprócz fenomenalnego kremu do rąk z 20% masłem shea z tej firmy nie miałam i bardzo mnie cieszy, że mogę wypróbować coś jeszcze. Szczególnie, że zapach tego żelu pod prysznic jest naprawdę piękny.

Prezenty te dostałam w ramach "przeprosin" i cóż mogę rzec w takiej sytuacji?
Przeprosiny przyjęte ;)


LinkinWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...